O jachcie, który nie chciał zatonąć

Katastrofa, którą opisywałam w przedostatnim poście, miała miejsce w nocy z 23 na 24 grudnia. „Czarny Kot” na fali przełamał się, a Bernard Stamm i jego współzałogant, Damein Guillou, którzy płynęli do Brestu, zostali uratowani praktycznie cudem przez norweski statek, po skomplikowanej akcji prowadzonej w trakcie huraganu Dirk. Szwajcar, który widział, jak rufa jachtu idzie pod wodę, uważał łódź za zatopioną i spoczywającą gdzieś na dnie, około 200 mil od najdalej wysuniętego cypla Kornwalii oraz ok. 180 Mm od portu macierzystego.

Niespodziewanie, 9 stycznia, czyli w minioną środę, samolot służb celnych zlokalizował wrak ok. 14 mil na północ od wyspy Ile Vierge. Rozmowa z Bernardem Stammem – tłumaczenie z informacji prasowej:

– Jaka była Twoja reakcja, kiedy dowiedziałeś się, że jacht został odnaleziony?

– Muszę przyznać, że mnie to zaskoczyło. w momencie, kiedy Damien i ja go opuszczaliśmy, niewiele wystawało ponad powierzchnię. Wówczas intrygujące było patrzeć, jak tonie [no nie wiem, czy intrygujące to dobre słowo, ale sami używają „curieux” które mi jeszcze mniej pasuje tu – przyp. MJ], ale jeszcze dziwniejsze jest to, że znów się pojawił. Być może dlatego, że stracił kil i stał się lżejszy? Nie wiem. Jutro się przekonam osobiście w trakcie nurkowania.

– Jak przebiegała operacja ratunkowa, która miała miejsce w sobotę?

– Około 0700-0715 rano razem z Philippe’em Legrosem i Ewenem Le Clech pojawiliśmy się przy Aber-Wrac’h na pokładzie jednostki ratowniczej SNSM Présidents Joseph Oulhen. Naszym celem było znalezienie się o świcie koło wraku, który poprzedniego dnia został oznakowany przez nurka z Marynarki Wojennej za pomoca boi z GPS. Na początku trochę krążyliśmy dookoła, oglądając, jak to wygląda. Oczywiście analizowaliśmy też wszystkie sposoby zbliżenia się do jachtu. W końcu zwodowaliśmy ponton, żeby Philippe i Ewen mogli zejść z niego na wrak. Potem holowaliśmy go około 12 godzin z prędkością 3 węzłów do portu Aber Wrac’h.

fot. SNSM

fot. SNSM

– Gdzie obecnie znajduje się jacht?

– Jest zacumowany do  jednostki SNSM i oznakowany światłami oraz zabezpieczony. Teraz musimy się przygotować. Czeka nas sporo pracy.

– Jaki program najbliższych dni?

– Przede wszystkim, tak jak powiedziałem, trzeba zanurkować. Zrobię to jutro w momencie przesilenia pływu, kiedy prąd będzie najsłabszy. Pozwoli mi to na obejrzenie łódki i ocenę jej stanu. Potem trzeba będzie wyjąć ją z wody i przetransportować do naszej bazy w Breście. […]

– Czy spodziewasz się znaleźć odpowiedź na pytanie, co spowodowało awarię, która stała się przyczyną katastrofy?

– Za wcześnie o tym mówić. Mam nadzieję, ale możemy zostać zaskoczeni. Na pewno będziemy wiedzieli więcej po wyjęciu wraku z wody. Nie zapominajmy też, że brakuje sporej części dziobu – zostały tylko 2 metry …

– W jakim stanie jest jacht?

– Jest zmiażdżony, nie ma nadbudówki. Morze przez ostatnie dni zrobiło swoje. Rufa wystaje z wody pod kątem 45 stopni, a dziób pływa z przodu, bez wątpienia trzymając się na resztkach takielunku. Tyle z rzeczy najmniej zaskakujących …

fot. SNSM

fot. SNSM

 

/na podstawie informacji prasowej Cheminées Poujoulat 11/01/2014, tłumaczenie MJ

http://poujoulat.bernard-stamm.com/fr/news/695/cheminees-poujoulat-le-bateau-qui-ne-voulait-pas-couler.html

Ostatni rejs czarnego kota

Jacht Cheminées Poujoulat w porcie Le Hawre przed startem regat TJV 2013. / fot. MJ

Jacht Cheminées Poujoulat w porcie Le Hawre przed startem regat TJV 2013. / fot. MJ

W nocy z 23 na 24 grudnia jacht IMOCA 60 Cheminées Poujoulat przełamał się na pół i zatonął. Wypadek miał miejsce około 170 mil od wysp Scilly, na pokładzie oprócz Bernarda znajdował się Damien Guillou. Jacht wracał do Europy z regat Transat Jacques Vabre. Z Itajai na Azory jacht przeprowadziła inna załoga, którą zmienili Stamm i Guillou, którzy mieli odprowadzić jacht do portu w Breście.

Akcja ratunkowa nie była prosta. Obaj żeglarze musieli w nocy kilkakrotnie wskakiwać do wody, a również kilkukrotne próby podjęcia ich przez załogę helikoptera nie przyniosły skutku. W międzyczasie przełamany na pół jacht zatonął. Żeglarzom udało się jednak cudem dopłynąć do asystującego statku, Star Isfjord, który został skierowany na miejsce przez centrum koordynacyjne w Falmouth. Są cali i bezpieczni. Dziś wylądowali w Rotterdamie, skąd jadą do Francji, do rodzin.

Jeszcze z pokładu statku Stamm opowiadał przez telefon:

„Znajdowaliśmy się przed frontem, płynąc z wiatrem. Wiało stałe 43-45 węzłów, ale to było znośne. Byliśmy przygotowani do tego sztormu. Płynęliśmy na foku sztormowym i zarefowanym na czwarty ref grocie. Czyli mieliśmy zaciągnięte hamulce – ale na fali jacht przełamał się na pół, zaraz za statecznikami.

Maszt nie upadł od razu. Szybko zamknęliśmy wszystkie grodzie, po czym takielunek zwalił się na rufę. Bardzo szybko wezwaliśmy pomoc i wdrożyliśmy plan ratunkowy.

Byliśmy przygotowani do opuszczenia jachtu. Fale były ogromne, więc próbowaliśmy oszacować skalę uszkodzeń jachtu. Próbowaliśmy też odciąć maszt, ale to się nie udało. Było to naprawdę zbyt niebezpieczne. Jednak udało nam się zabezpieczyć go na tyle, żeby nie rozbijał kadłuba. Potem weszliśmy do środka I zebraliśmy nasze kombinezony ratunkowe I inne rzeczy. Nie wiedzieliśmy, jak długo jacht będzie jeszcze unosił się na wodzie.”

Mówiąc o akcji ratunkowej, Stamm wyjaśnił, że samolot Falcon 50 z bazy w Hyères pojawił się na miejscu około godziny 2330. Załoga koordynowała akcję ratunkową, po czym o godzinie 0600 przekazała ją samolotowi patrolowemu marynarki. W międzyczasie brytyjski helikopter Sea King przeprowadzał kolejne próby podjęcia żeglarzy na pokład.

„Poproszono nas o zwodowanie tratwy, tak, aby nurek mógł do nas dotrzeć. Tak zrobiliśmy, ale ani Damienowi, ani mnie nie udało się oddalić od jachtu. Było 
bardzo niebezpiecznie ze względu na odłamany dziób. W końcu musieliśmy wrócić na jacht, zostawiając wszystko, co udało się zabrać, w tratwie – wodę, torbę ewakuacyjną, telefon satelitarny i flary. To był najtrudniejszy moment.

Ratownicy powiedzieli, żebyśmy płynęli, a oni spróbują podjąć nas z wody. Niestety, to się również nie udało. Było nawet gorzej, bo tym razem miałem poważne kłopoty z dostaniem się z powrotem na jacht. To był ogromny szok.

Ponieważ nie mieliśmy już dostępu do bakisty, gdzie była druga tratwa, zrzucono nam z samolotu kolejnych pięć tratw, ale spadały za daleko. Potem pojawił się statek, i manewrował tak, żeby znaleźć się jak najbliżej. Rzucono nam linę, ale w międzyczasie o mało nie rozbiliśmy się o burtę. Jacht coraz bardziej się zanurzał.”

Załoga rzuciła jeszcze jedną linę, którą Stamm złapał, ale zaraz potem obaj żeglarze zostali rzuceni na dach nadbudówki (przez falę, jak przypuszczam – przyp.MJ). Guillou dopłynął do boi ratowniczej rzuconej ze statku i udało mu się chwycić sieć ratunkową, ale Stamm wpadł do wody i ocenia, że musiał przepłynąć około 80 metrów, czasami zanurzając się kompletnie pod wodę, zanim i on uchwycił siatkę.

„To był ogromny stres, ponieważ fale były naprawdę wielkie, a do tego czasu jacht praktycznie znalazł się cały pod wodą. Wystawała jedynie mała cześć rufy, a na resztkach sztagów wisiał dziób. Dla mnie był to wyjątkowo tragiczny obraz.”

Stamm i Guillou mieli pecha znajdując się w złym miejscu o złej godzinie. Akcja miała miejsce około 170 Mm na południowy-zachód od wysp Scilly i 180 Mm na zachód od Brestu. jacht znajdował się na granicy szelfu kontynentalnego, w miejscu, gdzie nawet przy umiarkowanych warunkach gwałtowne wypłycanie się wody sprawia, że powstają wielkie fale.

Start do regat TJV 2013. Fot. JM Liot / DPPI

Start do regat TJV 2013. /Fot. J.M. Liot – DPPI

Tłumaczenie z angielskiego na podstawie: http://www.yachtingworld.com/blogs/elaine-bunting/535828/bernard-stamm-rescue-i-swam-for-my-life#WJcLaRJZkUxVLiJy.99 Szczegóły dot. Akcji ratowniczej są tu: http://www.yachtingworld.com/blogs/matthew-sheahan/535827/bernard-stamm-and-crew-rescued#z5cvYfmsoQQH8Mju.99

Wersja francuska jest tu:

http://www.rivacom.fr/index.php?page=event&event=stamm&article=5368

Tytułem komentarza:

Powiem wprost – nikomu, kto zna Bernarda, nie przyjdzie do głowy uważać, że cokolwiek mógł zrobić źle. To facet, który jest przykładem najwyższego profesjonalizmu. Przeżył niejedną akcję ratunkową. I niejeden sztorm. Szkoda pięknego jachtu, ale fakt, że Bernard przeżył, jest dla mnie wyjątkowym zrządzeniem Opatrzności. Przeżyć taką katastrofę w wigilię Bożego Narodzenia to jak narodzić się na nowo …

Cztery w Brazylii, pięć na oceanie

Wczoraj linię mety regat Transat Jacques Vabre jako pierwszy w klasie IMOCA przekroczył jacht PRB. Również wczoraj drugie miejsce na podium zajął Safran (załoga Marc Guillemot/Pascal Bidégorry 17d 4h 43min 23s), a trzecie Maître CoQ (Jérémie Beyou/Christopher Pratt, 17d 5h 15min 7s, 10 mil i 32 minuty za Safranem). Z kolei dziś po godzinie pierwszej w nocy do Itajai dopłynął czwarty jacht klasy IMOCA, Cheminées Poujoulat (Bernard Stamm/Philippe Legros). Trasę 5 752 Mm pokonali w 17 dni 12 godz. 19 min 44s. Średnia prędkość: 13,68 węzła.

Fot. Th. Martinez / Sea&Co / Cheminees Poujoulat / TJV2013

Fot. Th. Martinez / Sea&Co / Cheminees Poujoulat / TJV2013

Stamm, który był jednym z faworytów tego wyścigu, a od lat jest bez wątpienia jedną z ważniejszych postaci klasy IMOCA, zawodnikiem o ogromnym doświadczeniu i wielu sukcesach na koncie, tak podsumował tegoroczne regaty: „Na tym poziomie nie ma już prawa do popełniania błędów.” Załoga Cheminées Poujoulat bardzo drogo zapłaciła za dwie pomyłki na odcinku pomiędzy wyspami Zielonego Przylądka a wyjściem ze strefy konwergencji – aż do mety nie było szansy na odrobienie straconych mil.

“Walka była piękna już od samego początku” – mówił Stamm. “Ale półkula południowa wydawała nam się długa. Na chwilę stanęliśmy przed strefą konwergencji i mieliśmy inne warunki wiatrowe niż ci, którzy nas przyprzedzili. Trudno więc było nadrobić. Jachty IMOCA nie są za wygodne, a tegoroczny wyścig był wyjątkowo szybki. Rzucało i było mokro. Bardzo się cieszę, że już dopłynęliśmy i że obyło się bez żadnych awarii technicznych!”

Philippe Legros dodaje: „Cheminées Poujoulat to jacht, który lubi silniejszy wiatr. Korzystaliśmy z tego i byliśmy w czołówce. Jedna chmura kosztowała nas sporo, Safran i Maître CoQ nas wyprzedzili. IMOCA to nie są wygodne łódki, nie ma nawet jednego miejsca gdzie można by poczuć się normalnie. Nieustannie trzeba walczyć o utrzymanie równowagi. Nawet na oku nieustannie jest się pod wodą.”

Poziom rywalizacji, zdaniem samych zawodników, jest w tym roku wyjątkowo wysoki. Ale nie macie wrażenia, że marudzą trochę? Wiem, że jechali po zwycięstwo albo przynajmniej po podium, rozczarowanie musi być spore. A jako kamyczek do francuskiego bałaganu – wczoraj w informacji oficjalnej o zwycięstwie PRB poszło, że stawali na Maderze (a stawali na Mindelo / Cape Verde). Czepiam się, ale to gruby błąd w oficjalnej informacji dużej imprezy. Więc sami rozumiecie, że zarzuty do trackera to pikuś …

Sytuacja na wodzie 25.11.2013 o godzinie 0930 UTC / TJV2013

Sytuacja na wodzie 25.11.2013 o godzinie 0930 UTC / TJV2013

Jacht ENERGA wg raportu o godzinie 0930 UTC znajdował się 773 mile od mety w Itajai. Gutek wybrał trasę zdecydowanie bardziej na południe niż pozostali zawodnicy – droga, jaką ma do przebycia jest dłuższa, ale liczy na silniejszy i stabilniejszy wiatr dalej od wybrzeża. We wczorajszej rozmowie telefonicznej podkreślał, że prognozy pogody się nie sprawdzają, a lokalne zjawiska atmosferyczne, takie jak burze i duże chmury zupełnie zmieniają warunki wiatrowe. W takiej sytuacji najlepiej zaufać jest własnemu doświadczeniu i intuicji.