Wczorajszy wieczorny telefon był taki:
„Trzynasty dzień miesiąca okazał się dla nas nie do końca szczęśliwy. Mieliśmy bardzo fajną jazdę, tylko dlatego, że użyliśmy dużego genakera. Niestety nie wytrzymał jednego ze szkwałów, które przyszły pod wieczór i niestety mamy o jeden żagiel mniej na pokładzie, także teraz będziemy musieli poradzić sobie z mniejszymi żaglami, żeby dojechać do mety. Ale walczymy dalej, płyniemy do przodu, poza tym żadnych strat nie mamy. Żałuję tego, wkurzony jestem, bo już czułem, że doganiamy następną łódkę, a w tym momencie chyba prędkości się wyrównają … No nic, poczekamy na rozgrywkę na równiku, tam na pewno będzie można sporo zyskać, ale też będzie można sporo stracić. Także ciśniemy do przodu ile możemy.”
Ale zdjęcie przysłali ładne za to :)
Mail z dzisiejszego wieczora: „Napisz co tam się dzieje na świecie ? Poczytam sobie coś :) Cały dzień bez wiatru, jakimś cudem jestem spokojny! Były koło łódki wieloryby świńskie, ale nie chciały się wynurzyć w całości. Zdjęcia im chciałem zrobić, ale jak doplynęły do łódki, to się schowały w głębi. Przed chwilą minęliśmy ostatnią chmurę, jaką mieliśmy nad głową i teraz czysto po
horyzont i wreszcie zaczęło wiać 7-8 kn !!! Ocean wygląda jak wielkie jezioro, płasko, tylko lekki swell. Łysy też już świeci, więc będzie jasna część nocy!”
Dlaczego nie starali sie ominąć Zielonego Przylądka od wschodu, skoro widać było od 2 dni jak ten zachodni wyż bardzo powoli przemieszcza się na wschód? Przykro mi to mówić, ale szanse miejsce w pierwszej trójce wydają sie teraz zerowe. Chłopaki im odjechali.
Jacek, realnie rzecz biorąc i odkładając emocje na bok – pierwsza trójka od początku poza zasięgiem. Powiedziałabym nawet, że pierwsza piątka. Byłam na miejscu, widziałam. Jachty „odchudzone” po Vendee Globe o 1-1,5 tony (!!!), nowe żagle prosto z fabryki. Gutek ten start traktował czysto treningowo, znamy go oczywiście i wiemy, że zawsze próbuje zrobić co się da, ale na starcie wyjątkowo niesprzyjająca pogoda (słaby wiatr i w dziób, potem silniejszy ale dalej w dziób) nie pozwalała płynąć szybko, „żabojady” uciekły i tyle. (To zależy od konstrukcji, akurat ENERGA woli silniejszy wiatr i od połówki do pełnego, na ostrym nie jedzie i już. Była kiedyś projektowana do rekordowych przebiegów, a na takie warunki czeka się długo. Być może dlatego Alex ją sprzedał – nie jest super uniwersalna w porównaniu z nowszymi.)
Z tego generalnie wynika, że Energa jest w stanie powalczyć jeżeli trafi na konkretne warunki pogodowe. Zatem potrzeba trochę szczęścia i dobrej pogody. Mimo wszystko przy tym genakerze szło całkiem nieźle. …
Dzięx za pełną odpowiedz. Pare informacji od kuchni pomaga zrozumieć. Po to wchodze na tego bloga :)
Też mnie to dręczyło, ale zrobiłem symulację trasy Energi i wygląda na to, że jednak się nie opłaca jechać w bok, ino tylko w dół za uciekinierami: http://sail.zezo.org/jv_multi/chart.pl?sid=613e38a01b2a74e41005277ceb401c97&o=0&wind=0&lon=-25.6875&lat=25.90625&clon=-30&clat=17.40625
A co tam na wirtualnej trasie?
Cały czas spinaker ciągnie, wprawdzie już nie w dół, a w bok – na zachód, żeby objechać wiatrową pustkę, to jednak uciecha jest wielka, bowiem galopujemy z prędkością 24 w! Za godzinę poprawka o 7 stopni (w górę!) i dopiero o 0240 zwrot i kurs 179. Takie numery podpowiada autonawigator, a Kapitan Mikst to akceptuje. Słowem – jedziemy aż miło!
Do mety 2270, co daje przebieg dobowy 480 mil, a do równika tylko 6 stopni. Globus podpowiada, że opuszczamy już Basen Zielonego Przylądka i wkraczamy na szeroki przestwór Basenu Gujańskiego. Alixfriend wyhamował do 8,3 w. 340 Mm za nasza rufą, Pasat (136 Mm lewy baksztag) ciągnie 9,1 w. Inni: 14,1 w. 19 i 20,2 – najlepszy z naszych – Old Bastard_zegluj na 200 miejscu! 21,7 w. Super. Do liderów mamy 420 mil (na lewym trawersie), a miejsce w rankingu 1300… :))
dobrze, że Gutek jest spokojny. W tych warunkach pogodowych faktycznie trzeba uzbroić się w cierpliwość.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie mogło wyjść. Wszyscy jadą na Gieniach i nic się nie zmienia. Może trzeba, jako jedyna załoga, i właśnie w takiej sytuacji postawić dwa foki (wiem, wiem, Genia >) – i puścić się w skos kursem 150 w stronę dobrych wiatrów. A później zwrot pod Afryką i kros na drugim halsie w stronę Wysp Zielonego Przylądka. Tak zrobiłem zaraz po starcie (spóźniony i wkurzony na organizatorów za 2 godziny opóźnienia) i efekt był wprost rewelacyjny. Nie bał bym się takiej zagrywki Energi w obecnej sytuacji, to by wzbudziło sensację i respekt.
GO! GO!
GO ENERGA GO!
ps. Nie dałoby sie Genui jakoś pokleić tak, żeby na słabe wiatry działała?
ps2. „Żegnaj Genia. świat się zmienia…” ;)
Wczoraj wyruszyły Mini:
Kurcze. wielka szkoda, bo faktycznie już tak obiecująco było. Mimo wszystko, powodzenia przy równiku. Jesteśmy z wami.
Go, go, goooo