„Z Gutkiem przez Atlantyk”, Tomek Siekierko, cz. 2

Księżyc nad Atlantykiem. / Fot. T. Siekierko

Księżyc nad Atlantykiem. / Fot. T. Siekierko

Ochłonęliśmy już troszkę po „tyrce” jaką zafundował nam African Wind. Wrócił dobry humor i delektowaliśmy się żeglugą. Wiatr troszkę przybrał na sile, a prędkości, jakie jacht osiągał przy zejściu z fal przyprawiały o dreszcze.

W pewnym momencie Gutek wyszedł na pokład i z zadowoleniem zapytał. „Widzieliście odczyt z logu? U mnie na GPS widziałem 29kn. Jeszcze tak szybko tą łódką nie płynąłem.” (Dodam tylko, że zazwyczaj GPS pokazuje 1-2kn mniej niż log.) Zerknąłem na wyświetlacz i faktycznie prędkość skakała między 22 a 29kn. „Jazda bez trzymanki !!!” – pomyślałem. Ja generalnie przyzwyczajony jestem do prędkości, choćby nawet z faktu posiadania motocykla, ale ktoś przypadkowy mógłby potrzebować pampersa.

Szkoda tylko, że kierunek wiatru nie pozwalał jechać prosto do celu i zmuszał do halsowania się z wiatrem. Gutek zaszył się w nawigacyjnej i kombinował z mapami prognozy pogody jak tu choć troszkę przechytrzyć naturę. Mieliśmy ustalone wachty, żeby wszystko było jak trzeba. Nikt jednak nie poszedł spać. Zapadła noc. Księżyc świecił tak mocno, że wszystko na pokładzie było doskonale widoczne. Samoster co jakiś czas szalał, ale po instruktażu co i jak ustawić w razie samoczynnego przełączenia się urządzenia na inne parametry – jakoś jechał. Dobrze, jak przy zmianie parametrów włączył się tylko jeden z wielu alarmów. Gorzej, jak pilot przestawiał się bez najmniejszego piśnięcia, co się zdarzało – im dłużej płynęliśmy, tym częściej. Jeden z nas, będący akurat na wachcie, nieustannie wpatrywał się w odczyt nastawień i bywało tak, że mrugnąłeś oczami, a tam wszystko pozmieniane. Koszmar !!!! Nasze przygody z samosterem, postaram się opisać następnym razem.

Rolery na fordeku. / Fot. T. Siekierko

Rolery na fordeku. / Fot. T. Siekierko

 

Siedziałem właśnie na wachcie wpatrzony w wyświetlacz. Było około 01.00 UTC w nocy. Z boku stał Świstak i rozmawialiśmy sobie o „wszystkim i o niczym”. Nagle głuchy dźwięk doszedł do nas gdzieś z dziobu. Świstak zerwał się, odpalił latarkę i usłyszałem „O w mordę, genaker !!!”. Czujność Gutka była niesamowita. Nawet nie wiem kiedy wyskoczył na pokład, złapał za koło sterowe i wyłączył samoster, jednocześnie odpadając do fordziela, żeby wytracić prędkość jachtu. Genaker łopotał jak oszalały. Świstak podbiegł do masztu, żeby lepiej ocenić co się dzieje. Róg halsowy latał w powietrzu wraz z trzykilogramowym rolerem. Pierwsza diagnoza: „Roler nie wytrzymał”. Wrażenie było takie, jakby ktoś odważnik przywiązał do liny i machał nim nad naszymi głowami w bliżej nieokreślony sposób. Wszystko działo się w niesamowitym tempie.

Po minie Gutka widziałem, że kombinuje jak to ustrojstwo ściągnąć bezpiecznie w dół. Ciągle powtarza: „Najpierw myśleć, a nie na hurra”. Na dosłownie kilka sekund genaker zgasł za grotem i niemal się do niego przykleił. Świstak krzyknął: „Złapię go”, na co Gutek odparł: „Dobra tylko uważaj. Melon, pomóż mu.”

Skoczyłem do Świstaka, który trzymał już róg halsowy wraz z rolerem i zbierał genakera po liku dolnym. Udało nam się go zebrać całego „w parówkę” i obejmując go jak słup przydrożny ciągnęliśmy w dół z całych sił, żeby nie odpalił, bo wtedy byśmy robili za „icki” na nim. Z racji tego, że jestem troszkę wyższy od Maćka, złapałem wyżej, a on krzyżowo oplótł genakera wraz z moimi rękoma. Nawet jakbym chciał puścić, to nie miałem takiej możliwości. Świstak krzyknął w kierunku kokpitu: „Mamy go! Dawajcie w dół na fale!”.

 

Bateria knag zaciskowych - jammerów. / Fot. T. Siekierko

Bateria knag zaciskowych – jammerów. / Fot. T. Siekierko

Tu muszę wyjaśnić, że fały na ENERDZE są zabezpieczone zamkiem, który znajduje się w maszcie i żeby wyluzować fał, trzeba go najpierw wybrać na kabestanie, odbezpieczyć zamek i knagę zaciskową (jammer), dopiero wtedy można luzować fał. Cała ta operacja trwała około 20 sekund, ale nam, uwieszonym na zebranym genakerze i podskakującym pod naporem wiatru i kołysania się jachtu, wydawało się to całą wiecznością. W końcu ruszył w dół.

 

Zbieraliśmy go pod siebie i w efekcie jak zszedł cały żagiel w dół, leżeliśmy z Maćkiem na nim „krzyżem” na pokładzie. Świstak otworzył klapę forpiku i zaczynając od głowicy żagla zaczął wyciągać go spode mnie i wciągać do forpiku. Oczywiście cały czas mając na uwadze, żeby nie „odpalił”. Udało się i na szczęście nikt i nic więcej nie ucierpiało (mój palec do dzisiaj jest koloru fioletowego, ale szczerze mówiąc nawet nie wiem kiedy to się stało).

 

Pozdrawiam T.S. „Melon”.

Jazda na genakerze - jeszcze całym. / Fot. T. Siekierko

Jazda na genakerze – jeszcze całym. / Fot. T. Siekierko

13 komentarzy do “„Z Gutkiem przez Atlantyk”, Tomek Siekierko, cz. 2

  1. Tomek pisz książkę , tytuł już masz. Dołączysz dvd z filmami i zdjęciami. Teksty na blogu po jakimś czasie trudno się czyta. Wydasz chociaż dla kolegów. A może Milka zainteresuje jakiegoś wydawcę.
    Pozdrawiam i czekam na dalsze odcinki.

    • Z wydaniem licho bo naprawdę trzeba mieć gwarancję sprzedania ok. 2000 egzemplarzy żeby miało to sens; ale od czego PDF, multimedia itp? Jak będzie całość może zrobimy zakładkę tutaj gdzie będą wszystkie odcinki – albo zrobię oddzielną kategorię żeby było łatwo wyszukiwać; coś się wymyśli :)

        • Od środy do wczoraj miałem odbiory produkcji w firmie i nie miałem czasu się zabrać za pisanie. ale może przez weekend coś napiszę. A jeżeli chodzi o wydanie tych „wypocin” to powiem tak. Piszę po to żeby przybliżyć wam atmosferę panującą na jachcie i niesamowitość Gutka który to wszystko ogarnia sam, a nie po to żeby to gdzieś wydawać. Poza tym uważam że jestem „za cienki”!!!!

          • Doceniamy że piszesz dla nas. Może inni też zainteresują się Twoimi “wypocinami”.
            Nie rezygnuj. Ja czytając czuję jak bym widział Wasze zmagania na żywo.

  2. Do Pawła: nie wiem, kto wygrał (Halo halo, może ktoś ze skrytoczytaczy, ręka do góry!) ale jest szansa, że uda się tego dowiedzieć i poprosić o relacje. Zobaczymy.

  3. Znakomity tekst ! Czytając mam wrażenie jakbym tam był i razem z nimi „leżał krzyżem” na genakerze ! :) Taka akcja w środku nocy, to musiała być duża adrenalina !!! Dzięki Tomek !

    • Adrenaliną to my posiłki popijaliśmy!!! He He. A teraz pozostało tylko czekać na kolejną przygodę. Te opowieści poniekąd podtrzymują ten stan i wszystko wraca w pamięci. Jak bym tam jeszcze był.

        • Co wcale nie umniejsza tego miejsca,tutaj piszesz dla najbardziej zainteresowanych ,tam możesz innych zainteresować.Może Milka mogłaby taki dział poprowadzić w którymś z pism żeglarskich(jak znajdzie czas???????) oczywiście.

          • W każdym czasopiśmie drukują takie relacje, tutaj smaczek polega na tym, że znamy Gutka, znamy Melona, a ENERGA jest jachtem jedynym w swoim rodzaju i nie ma zbyt wielu którzy na nim pływali w Polsce i mogą coś napisać, więc to bardzo niszowy temat; Myślę, że jak będą rejsy dla tych, którzy je wylicytowali z Orkiestrą to oni mogą mieć ciekawe opowieści – to w końcu osoby, które pierwszy raz wsiądą na Open 60 – a tylko w takim przypadku są emocje, kosmiczne wrażenia i chęć podzielenia się ze światem swoimi przeżyciami – tak mi się wydaje :)

            • tego nie wiemy czy wsiądą pierwszy raz. Chyba że ty Milka wiesz kto wygrał licytacje WOŚP? Nie ukrywam że do pewnego momentu sam o tym myślałem. Popłynąc z Francji do Polski na obu Energach – to byłoby naprawdę COŚ, zwłaszcza po tym co pisze Tomek.
              Mam nadzieję, że te relacje też się tu pojawią. W końcu jest to miejsce niszowe i jedyne w swoim rodzaju :)

      • Faktycznie fajnie się czyta – dzięki Tomek. Fajnie że jak piszesz, to ci się „odpalają” wspomnienia i wraca uczucie jakbyś był znowu na morzu. Rozumiem z twojej relacji, że autopilot nadal jest nieuregulowany i generalnie samotna żegluga wyścigowa na dłuższą metę jest niemożliwa?

Możliwość komentowania jest wyłączona.