Setką przez Atlantyk

O żeglowaniu przez Atlantyk pięciometrową łódeczką rozmawiam z tym, kto to już zrobił – z Szymonem Kuczyńskim – oraz z tym, kto chce to zrobić – z Piotrem Czarnieckim.

Setka to maleńki, 5 metrowy jacht. Do samodzielnej budowy. Jak udowodnili w roku 2012 jego projektant, Janusz Maderski, oraz jeden z pierwszych użytkowników wersji balastowej, Szymon Kuczyński, zdolny do pokonania Atlantyku. W ramach dżentelmeńskich regat „Setką przez Atlantyk” dwa jachty w dwóch etapach (z Portugalii na Wyspy Kanaryjskie oraz z Kanarów na Karaiby) pokonały ocean i udowodniły swoją wszechstronność. Szymon zdecydował się na powrót do Europy również drogą morską, ale już dwuosobowo. Ten projekt również zakończył się sukcesem. Druga Setka pozostała za oceanem.

Zabranie ze sobą wszystkiego na Setkę to nie jest prosta sprawa. / Fot. Zew Oceanu

Zabranie ze sobą wszystkiego na Setkę to nie jest prosta sprawa. / Fot. Zew Oceanu

Dziś wybudowanych jest ponad 20 jednostek tego typu. Dwanaście z nich lada dzień wyruszy z Portugalii na Kanary, choć nie wszystkie oficjalnie będą klasyfikowane w regatach Setką przez Atlantyk. (Ale wszystkie jednostki będzie można śledzić za pomocą trackingu Yellowbrick – część jako SetkaPrzezAtlantyk 2016, a część jako TransAtlantyk 2016. Niektórzy zawodnicy mają też swój własny tracking z innych urządzeń, np. InReach.) Powodów tego zamieszania jest kilka, m.in. taki, że kilka jednostek z różnych względów, nie zostało przez Janusza Maderskiego zakwalifikowanych do regat, ale żeglarze ci zdecydowali się popłynąć równolegle, na własnych zasadach. I tak samo jak pozostali – na własną odpowiedzialność.

Ważne jest, że zebrała się grupa ludzi, którzy na zbudowanych samodzielnie maleńkich „okrętach” chcą żeglować za horyzont. Czy jest to szaleństwo i brawura czy wyczyn godny naśladowania? Każdy ma własną motywację.

Szymon i Brożka na Karaibach. W powrotnym rejsie do europy na pokładzie były dwie osoby. / Fot. T. Bednarczyk

Szymon i Brożka na Karaibach. W powrotnym rejsie do europy na pokładzie były dwie osoby. / Fot. T. Bednarczyk

Szymon Kuczyński, uczestnik pierwszej edycji Setką przez Atlantyk (2012):

„Nie traktowałbym tego ani w kategorii wyczynu, ani brawury. Niemniej jest to realna możliwość zdobycia doświadczenia samotnego na Atlantyku. Ludzie, którzy mają duże doświadczenie, mają inne opcje i inne jachty. Kiedy wypływałem z Portugalii, moje doświadczenie było niewielkie. Ale to był początek drogi, od czegoś trzeba zacząć.

Wyczyn, moim zdaniem, to był 30-40 lat temu. Teraz mamy tyle różnych środków bezpieczeństwa, że perspektywa jest zupełnie inna. Komfort też inny.

Trasa pasatowa z Kanarów na Karaiby jest naprawdę emerycka – prawdopodobieństwo kłopotów pogodowych niewielkie, tak czy inaczej dotrze się do tej Ameryki. Mały jacht ma jeszcze tę zaletę, że ma dużo opcji naprawy, np. takielunku awaryjnego. Dobrze przygotowana Setka jest naprawdę dzielna.

Trudniejszy od atlantyckiego jest ten pierwszy etap, z Portugalii na Kanary. Po drodze statki, rybacy, zamieszanie – bardzo daje się we znaki brak snu.”

 

Setki w Sagres. / Fot. Piotr Czarniecki

Setki w Sagres. / Fot. Piotr Czarniecki

Piotr Czarniecki (setka „Atom”):

Milka Jung: Czy trudno było znaleźć się w punkcie startu?

Piotr Czarniecki: Trudno. Trudno, bo było dużo pracy. Jeszcze teraz jest masa rzeczy do zrobienia. Zbudować łódkę, opływać ją – to masa czasu, ale jest przygoda i chyba warto.

No właśnie. Ile czasu w sumie ci to zajęło?

Sama budowa – krótko, bo od Bożego Narodzenia do czerwca, kiedy łódka została zwodowana. Pół roku bez pośpiechu, dałoby się we cztery miesiące. Ale kadłub się robi szybko, a potem jest jeszcze miliard rzeczy do zrobienia.

Czy Setka to faktycznie jacht tani i dostępny, łatwy w budowie, tak jak w założeniach?

Łatwy w budowie jest. Można go zrobić bardzo prymitywnie, wtedy pewnie da się zmieścić nawet w 15 000 zł. Wraz z kolejnymi elementami wyposażenia, suma rośnie. Chociaż wydatki się rozkładają w czasie. Na pewno nie jest to budżet Mini. Myślę, że ok 20 tys. wystarcza, łącznie z biletem dla żony na Kanary na koniec pierwszego etapu, żeby zamknąć projekt.

Czy te regaty to tak na poważnie?

Teoretycznie to są regaty, ale wszyscy są zgodni – chodzi o to, żeby przepłynąć i żeby nikomu nic się nie stało po drodze, no i oczywiście o to, żeby to zrobić jak najszybciej.

Pierwotnie miała być jednak klasa Sport i Extreme, co wyglądało na zaawansowaną rywalizację …

Tak naprawdę to się niczym nie różni. W pierwotnych założeniach miały być klasy, ale spora grupa nie zgadzała się na ekstremę w postaci braku UKF, bo to ma znaczenie dla bezpieczeństwa – tak samo aktywny AIS. Nie wszyscy finalnie go zamontowali, ale stwierdziliśmy, że podział na klasy nie ma sensu, bo gdyby patrzeć na wyposażenie, to każdy by w innej startował. Jednoosobowej. A tu ważne jest, żeby dopłynąć.

Ale urządzenia nie mają żadnego wpływu na prędkość …

No właśnie. Mamy takie same żagle. To nam daje takie same możliwości sprzętowe.

Czy to jest szaleństwo?

Zrobiliśmy wszystko, żeby to było bezpieczne. Ja np. mam ze sobą InReach, to samo urządzenie, dzięki któremu uratował się niedawno Bartek (Czarciński). Czy to jest szalone? Portugalczycy, którzy tu przychodzą, mówią – „Kurcze, ale super!”. Przyjeżdżają specjalnie nas oglądać, robią zdjęcia. Każde pływanie po morzu jest trochę szalone, pięciometrową łódką przez Atlantyk też. Ale jeżeli się porządnie do tego podejdzie – jest do zrobienia.

Jak wygląda wyposażenie bezpieczeństwa?

Ja i Arek Pawełek mamy tratwy. Zrobiłem sobie grab-baga, takiego, że w razie czego 10 sekund i wysiadam. Mam tam UKF, Epirb, PLB, mapę, wodę, jedzenie itp. To co potrzeba. Niektórzy mają zamiast tratwy kombinezony ratunkowe Solas. Jacht jest w teorii niezatapialny, to taki mały pancernik, ale wiesz … wszystko się może wydarzyć. Głównym zagrożeniem, moim zdaniem, oprócz pogody, są śmieci, których masa pływa w oceanie. Kontenera na AIS nie zauważysz. Radarów nie mamy, ale też by niewiele pomogły. Każdy to zorganizował według własnej wiedzy i konceptu.

W sytuacji uderzenia w „niezidentyfikowany obiekt pływający” ratuje was chyba niewielka prędkość?

Tak, to nie jest Mini, w przypadku uderzenia to jest przewaga. Każdy, budując jacht, starał się, żeby był mocny. To malutki jachcik, w środku jest trochę jak w namiocie, ale da radę.

Co było w tym projekcie najtrudniejsze? Żeby dotrzeć do tego miejsca, gdzie jesteś teraz?

Trudne to chyba jeszcze przed nami. Ważna jest konsekwencja – robić swoje. Trzeba być upartym.

***

Sagres to rybacka wioska, w której nie ma żadnych wygód. Dlaczego więc stąd startują regaty? Odpowiedź jest prosta - to właśnie tu, w XV wieku, znajdowała się szkoła morska założona przez Henryka Żeglarza.

Sagres to rybacka wioska, w której nie ma żadnych wygód. Dlaczego więc stąd startują regaty? Odpowiedź jest prosta – to właśnie tu, w XV wieku, znajdowała się szkoła morska założona przez Henryka Żeglarza. / Fot. Piotr Czarniecki

Setką przez Atlantyk 2016

Samotnicy:

– Piotr Czarniecki (Ząbki) „Atom”

– Lech Stoch (Kraków) „Giga”

– Robert Puchacz (Lublin) „Atinna”

– Michał Sacharuk (Oyster Cove, Australia) „Aussie”

– Arkadiusz Pawełek (Jelenin) „Quark”

Załogi dwuosobowe:

– Adam Hamerlik i Aleksander Hanusz (Warszawa) „Still Crazy II”

– Kacper Kania i Zbigniew Kania (Podlesie) „Nerwus”

http://maderski.pl/setk–przez-atlantyk-2016.html

Trans Atlantyk 2016:

1.Paweł Plichta „Meluzyna”

2.Przemek Wosiński „Sam One”

3.Rafał Moszczyński „Wojownik”

4.Szymon Ruban „Igus”

5.Marcin Klimczak „LiLu”

Tracking: http://yb.tl/transatlantyk2016

http://www.stowarzyszeniesetka.pl

 

Materiał przygotowany na zlecenie sailing.org.pl.

5 komentarzy do “Setką przez Atlantyk

  1. Mnie intryguje inna sprawa – jak oni wszyscy ze swoimi jachcikami wrócą do Europy?
    Zostawią je tam?

Możliwość komentowania jest wyłączona.