
fot. P.Garenne / GPO - ze strony http://www.charentemaritime-bahia.transat650.net/en/medias-library/photo.html
Do portu docelowego w brazylijskim Salvador de Bahia docierają kolejne jachty – chociaż nie wszystkie po przekroczeniu linii mety. Wczoraj do Salvadoru przyjechał Renaud Mary (jacht 535 – runo.fr). Jego jacht jednak znajduje się na plaży 30 kilometrów dalej. Żeglarza powitano bardzo ciepło, ale on sam twierdzi, że nie zasłużył na takie honory. „Antena mojego radia UKF zablokowała samoster wiatrowy. Jacht płynął w stronę brzegu. Byłem wyczerpany i spałem bardzo mocno. Obudziłem się, kiedy łódź dotknęła dna.” Lokalni rybacy mówią, że Mary miał dużo szczęścia – wylądował na plaży położonej pomiędzy dwoma pasmami skał i złamał tylko ster. Maszt i kil jachtu są nieuszkodzone. Żeglarz planuje naprawić usterkę z pomocą przyjaciół, bo bardzo chciałby jednak wpłynąć na linię mety i oficjalnie ukończyć regaty, nieważne na której pozycji.
W regatach samotników Mini Transat sam udział jest praktycznie równie ważny jak znalezienie się na medalowym podium. Pokonanie samemu trasy 4200 mil (w linii teoretycznej) na jachcie długości 6,5 metra i szerokości 3 metry to podróż szczególnego rodzaju, mająca niewiele wspólnego z wakacjami na Karaibach. W kabinie miejsca jest niewiele, w sumie przestrzeń ma wymiary może 3×4 metry, a muszą się tam zmieścić żagle, kuchenka, ubrania, jedzenie. Cały czas mokro i często w przechyle, ciągle napięta uwaga, bo trzeba pilnować kursu, uważać na statki, zmieniać żagle, w międzyczasie jeść i spać. Zmęczenie bywa tak ogromne, że niektórzy budzą się na plaży – jak świadczy powyższy przykład.
W porcie Salvador de Bahia znajduje się już duża część floty Mini 6.50. Na wodzie pozostają 3 jednostki klasy Proto – w tym Radek Kowalczyk – oraz 12 jachtów klasy seryjnej. Trzymajmy kciuki, żeby wszyscy szybko i cało dotarli do mety …