Patrząc na mapki, jakoś nie mam przekonania, że najgorsze już za nimi:
A w ramach komentarza znaleziony w dzisiejszym wydaniu Scuttlebutt Europe list czytelnika w tłumaczeniu na szybko:
* Frank Pong: To jest złe
„Każdy, kto kiedykolwiek chociaż trochę pływał po morzu wie, co czują załogi VO70 zanurzane raz po raz w wodzie, smagane wiatrem i coraz bardziej zmęczone, w większym stopniu z tych właśnie powodów niż przez duże fale i silny wiatr.
Zamiast budować nadbudówki, może powinno się projektować te jachty tak, aby nie żeglowały tak mokro – bo nie mówimy o falach od czasu do czasu wchodzących na pokład i zalewających ludzi na balaście ale o 2-3 metrowych „dziadach” zanurzających cały jacht.
Na filmach wygląda to atrakcyjnie, ale to jest złe. Jako kibic uważam, że pozwalanie aby to się działo jest nieodpowiedzialnością osób, które za tym stoją. Łódki przeznaczone do żeglugi w trudnych warunkach dużej fali i zimnej pogody powinny zapewniać załodze ochronę przed tego rodzaju torturą.”
Hm.
A jakby ktoś był tu z Poznania, to może w ramach czasu wolnego zajrzeć tu:
http://kbm.ue.poznan.pl/page/Jachtem_2012
i to jest pomysł na 5:)
o rzeszzz a mnie tam nie będzie :) takie spotkania to skarb.
No i bęc – Hiszpanie jadą do Ushuaia: http://polishoceanracing.com.pl/?p=3336
Wygląda na to, że przy obecnej logistyce, to zespoły powinny mieć po dwa jachty: jeden lekki na etap „gładki” i jeden ciężki na Horn. A jeszcze lepiej gdyby wszyscy wsiadali na identyczne kadłuby tego samego producenta. Tylko wtedy nie byłoby „wyścigu zbrojeń”, który jest taki atrakcyjny i rozwojowy. Hm, trudna sytuacja.
A może regaty typu sztafeta???
Różnorodność jest gwarancją postępu. Jednak wielu producentów i udoskonalanie projektów :)
Cos w tym jest, ale….
Porownajmy VOR do wyscigow F1.
Gdyby w F1 kladli jeszcze wiekszy nacisk na bezpieczenstwo, to skonczylo by sie na bolidach z poduszkami powietrznymi i ograniczeniem mocy maksymalnej. A tu przeciez nie o to chodzi…
Wiadomo, ze Ocean to nie to samo, co kilku kilometrowy tor wyscigowy w Monako czy Spa. Ale mysle sobie, ze glupcy na jachtach VOR nie plywaja i wiedza jakie moga byc konsekwencje awarii na srodku bezludnego oceanu. W ktorejs relacji, bylo napisane, ze dobrze iz jachty plyna w grupie, ze to pomaga ‚psychicznie’ w razie ewentulanej awarii.
Martwia mnie oczywiscie roznego rodzaju awarie, i kolejna zawrotka Sanii. Chodz mam wrazenie, ze zalogi sa zoobowiazane do uczestnizenia w kazdym mozliwym etapie, ze nie moga sie teraz wycofac, nawet jezeli nie maja juz zadnych szans na zwyciestwo (Sania). Mysle ze orgazniatorzy VOR nie chca dopuscic aby regaty ukonczyla czesc zalog, ale wszyscy.
A my jestesmy niczym starozytni rzymianie chcemy ‚Chleba i igrzysk’.
Dzisiejszy Scuttlebutt (Issue #2557 – 27 March) podaje, że załogi VOR wszystkie oprócz jednej (ale nie wiemy której) noszą takie kamizelki: http://www.oceansafety.com/images/stories/Lifejackets/Premier_Kru_sport_pro_datasheet_08032012.pdf
Gdzieś w opisie producenta mignął mi napis „useless unless worn”. Sezon tuż tuż.
Super kamizelki !!! Indywidualny nadajnik AIS , przylegająca do tułowia, dodatlowe kieszenie na podręczne niezbędniki. Naprawdę fajne !!!
Jak dobrze pójdzie, to wypływam w świąteczny lany poniedziałek, na nasze rożnowskie morskie oko, rozprostować żagle po zimie :)
No cóż liczą się teraz tylko igrzyska,z cywilizacji się wyśmiewa,jest nie modna.
Na szczęście jest tez inne żeglarstwo.Swoją drogą jak się na to patrzy co Oni tam muszą wyrabiać,to czasami też się lepiej czuję,że mogę się poprawić w ciepłym fotelu,choć nie lubię siedzieć.Pomyśleć,że Gutek wcale nie miał lżej,zdaję się ,że fale były większe i był sam, tylko my za niego trzymaliśmy z całych sił.
Właśnie dlatego, że są to pasjonaci i profesjonaliści, którzy potrafią ważyć stopień ryzyka „karawana jedzie dalej”…
Kupiłem roletę na wyprzedaży. Gdy rozpakowałem zawartość dostrzegłem niezwykle przemyślaną konstrukcję i delikatność zestawu. Maleńkie plastikowe elementy przypominały klocki Lego. Bardzo precyzyjnie zaprojektowane komputerowo, co do ułamka milimetra. Montowałem ją na oknie z dużą ostrożnością. Zgodnie z instrukcją przylepiłem uchwyty do ramy okiennej, założyłem co trzeba i sruuuu… płótno odwinęło się z rolki i wylądowało na podłodze. Puścił klej na rolce.
Przykleiłem taśmą i trzyma.
Lewy uchwyt przykleiłem za wysoko i postanowiłem go przesunąć. Zerwała się gąbka między warstwami kleju podczas odklejania (mój błąd), ale zastąpiłem ją taśmą dwustronną i przykleiłem ponownie. Piękny widok nie trwał długo. Przy pociągnięciu za sznurek z koralikami – sruuu! Klej puścił i roleta na parapecie. Przykręciłem uchwyt dwoma wkrętami mosiężnymi i trzyma!!!
Prawy uchwyt na kleju trzymał jak należy całą noc i cały dzień. Podkręcając płótno do góry zerwał się i on i znów mam roletę na dole, a nie u góry. Został mi jeszcze jeden mosiężny wkręt i zastanawiam się czy go dać na dole czy u góry uchwytu, bo otworki są dwa…
Dobrze, że na Camperze nie mają rolet na oknach. :)
Poszperaj za drugim wkrętem! Asymeria bywa niestabilna :)
Na wyprzedażach też zdarzają się „dziady” :)
Czy to jest złe ? Trzeba zapytać żeglarzy załogantów jachtów V70. Dla kibiców tych regat, kochających żeglarstwo pasjonatów oczywiste jest, że każdy biorący udział w VOR żeglarz robi to dobrowolnie wiedząc lub domyślając się co go czeka w trakcie wokołoziemskiej przygody. W każdej edycji VOR są debiutanci i wielokrotni uczestnicy, jest coś co przyciąga do tego żeglarskiego maratonu, nie koniecznie są to pieniądze.
Czy płaskodenna łódka z małą przybudówką, kosztująca ok. 5 mln euro nie chroni właściwie załogi ? Pytanie do fachowców. Przyglądając się ewolucji jachtów w tych regatach, widać wyraźnie nacisk na zwiększenie osiągów (różnica 4 lat pomiędzy Sanya Lan a resztą floty, wyraźnie widoczna)
Czy podąża za tym ergonomia, napewno tak, na tyle na ile można stworzyc komfortowe warunki do życia na regatowym jachcie z 11 ludzmi na pokładzie. Solidna prostota dla załogi, która ma współzawodnictwo we krwi i nie straszne są dla niej „dziady” i inne oceaniczne niespodzianki. :)
Moim zdaniem to jest rodzaj adrenaliny od której niektórzy są uzależnieni – doskonale wiedzą jak będzie, bo nie pierwszy raz to robią, ale jednak robią; w związku z rozwojem mediów dochodzą nowe obowiązki – filmowania, fotografowania i zapisywania wszystkiego co się dzieje oraz przekazywania tego natychmiast do „centrali”. Dzięki temu po raz pierwszy w historii możemy uczestniczyć w tych regatach bardzo blisko (jeszcze bliżej byłoby tylko wtedy, gdyby „nasi” byli na jakimś pokładzie, ale jak sami wiecie, to prowadzi do bezsennych nocy przy komputerach i innych dziwactw, choć gdyby tak się zdarzyło, chyba byśmy poszaleli z radości); oczywiście, jest to pod publiczkę, oczywiście jest to dla nabijania kasy sponsorom i reklamodawcom – ale moim zdaniem, summa summarum – popularyzuje żeglarstwo; i o to chodzi – jeżeli ktoś nie miał nigdy z nim do czynienia, to może widząc podlinkowany przez kogoś film na facebooku na ten przykład skojarzy łódkę z czymś fajnym; może zapisze dziecko do klubu; albo pomoże komuś zebrać budżet na regaty; albo po prostu popłynie na rejs, zapisze się na kurs … mało i dużo zarazem …
3 x tak dla wpisu Milki, to „rodzaj adrenaliny od której niektórzy są uzależnieni” to fakt, ja bym nawet zaryzykowała stwierdzenie i powiedziała, że to dla nich swoistego rodzaju przyjemność. Że jest ciężko? Musi być ciężko na Oceanie Południowym (parafrazując klasyka), ale za to jak potem smakuje zwycięstwo :) no i człowiek ten „nierozumny” po jakimś tam czasie zapomina jak mu było ciężko i chętnie by tam wrócił na to morze. Potrafię ich zrozumieć bo nie chwaląc się płynęłam w regatach całonocnych przy przechyle pionowym, łódź smagana falami, zimno, mokro spać się chce, człowiek zadaje sobie pytanie – i na co ci to było !!!!, ale to że 1. kilku ludzi zbiera się razem żeby osiągnąć jakiś cel, 2. wszyscy są tam dlatego, że to lubią, 3. ktoś zależy od Ciebie i ty zależysz od kogoś, więc starasz się jak możesz nie zawalić swojego odcinka = radość i chęć działania i przeżycia tego raz jeszcze.
Ahoj dla wszystkich !!
Kika
To się nazywa showbiznes… Rynek, reklama i przemysł stworzyły swoisty trójkąt, który drogą szybkiego postępu i w odpowiedzi na hipotetyczne zapotrzebowanie podały nowy produkt: Mini, V60, V70 itp. Wylansowano go jako najlepszy z możliwych i to jest prawda. Nie wzięto jednak zbyt poważnie czynnika bezpieczeństwa, który rekompensowany jest wysokimi nagrodami czyli zadość uczynieniem za trudy żeglugi. Oglądalność jest maksymalna, bo patrzeć jest na co, więc inwestycja jest opłacalna. Jak widać nie wszyscy się z takim punktem widzenia identyfikują. Wielu z nas dostrzega, że genialny trójkąt showbiznesu czasami staje się Trójkątem Bermudzkim i to jest problem.
Nacisk na prędkość spowodował wydłużenie i spłaszczenie kadłubów, które nie wpływają na falę tak jak jachty klasyczne, lecz przebijają ją na wprost. Stąd kaskady wody na pokładzie i otwarte rufy dla szybkiego odpływu wody. O skipperach, poza ich przywiązaniem do pokładu i ubraniem w jeszcze lepsze kombinezony mało kto pomyślał – a przecież to oni są sensem regat. Bez nich żadnych regat by nie było i nie byłoby tego show.
To nie jest problem tylko żeglarstwa i chyba nie tylko sportu. To jest raczej problem cywilizacji, która popełniła błąd w obliczeniach…
Czytałem w nocy świetny artykuł w Sporcie Wodnym (Pomorska Biblioteka Cyfrowa) sprzed… 77 lat. A właściwie list niezwykłego polskiego żeglarza, który szykował się do opłynięcia Bałtyku na… kajaku z żaglem. Odpowiednio przygotowanym do takiej eskapady sprzęt miał być wyposażony m.in. w kil o głębokości 80 cm i zakończony 33 kg balastem zrobionym z kawałka szyny kolejowej. Konstrukcja oparta była wyłącznie na wyobraźni szuwarowego wodniaka, gdyż morza wcześniej nie widział. Napisał jednak obszerny list do redakcji z ogromną ilością pytań, żeby się upewnić czy dobrze czyni. W kolejnym numerze uzyskał odpowiedź nie tylko od redakcji, ale i od wytrawnego wilka morskiego, który m.in. zwrócił mu uwagę na to, że zbyt głęboki kil z balastem wcale nie oznacza dobrej stabilności na falach… Wtedy sprawdza się środek ciężkości położony nieco wyżej niż ten w bulbie. Ot, pouczająca historia naszych „praojców”.