Ocean Południowy bierze swoje

Ładna fala, prawda? /Fot. Amory Ross/PUMA Ocean Racing/Volvo Ocean Race

 

Sanya Lan wraca do Nowej Zelandii, a Sanderson z pokładu mówi, że jeżeli trzeba łatać kadłub i używa się steru awaryjnego, to nie chodzi już o regaty, tylko o to, żeby dowieźć ludzi bezpiecznie do brzegu, najlepiej na łódce w jednym kawałku. Zaczęło się od połamania jednej płetwy sterowej, ale jakiś czas potem nastąpiła niekontrolowana rufa zakończona położeniem jachtu „na płasko” oraz nalaniem wody do przedziału rufowego. Trzeba było założyć ster awaryjny, a każdy, kto miał kiedyś wątpliwą przyjemność używania na morzu tego urządzenia, może w pełni zrozumieć decyzję płynięcia do najbliższego lądu.
Team Sanya ma wsparcie sponsorów ale najprawdopodobniej zobaczymy ich znów dopiero na starcie w Miami, bo trudno jest znaleźć statek, który zawiezie jacht z NZ do Brazylii z takim zapasem czasu, żeby jeszcze dać radę z naprawą. Na razie płyną do Tauranga nad Zatoką Obfitości (Bay of Plenty) – nazwa ładna, więc może miejsce też przyjemne.

Widać NZ, Horn, granicę bezpieczeństwa oraz pozycje. / http://www.volvooceanrace.com

Camper jechał pięknie na prowadzeniu, ale … no właśnie. Na Oceanie Południowym granica pomiędzy jazdą na krawędzi a zbyt dużym ryzykiem jest trudna do zdefiniowania. 50 węzłów wiatru to już sporo. Jacht spadł z fali, nie była raczej mała, delaminacja dziobu, a dokładniej przedniej belki konstrukcyjnej, w sensie grodzi. Skiper Campera, Chris Nicholson powiedział, że nie ma bezpośredniego zagrożenia, ale dziób się ugina, więc nie można cisnąć. Naprawy więc mogą polegać na maksymalnym możliwym usztywnieniu. Ale chłopaki się nie poddają – nagrzewają łódkę w środku i utwardzają naprawioną gródź, zapowiadając powrót do gry. Wyobraźcie sobie dwóch ludzi pracujących pod pokładem na dziobie z piłą i innymi fajnymi narzędziami, przy kilkumetrowej fali i w rozbudowanym sztormie. Oraz sternika, który wie, co oni tam robią i wie, że jeżeli coś pójdzie nie tak, to gość odetnie sobie rękę albo palec zamiast cokolwiek naprawić. Nie do pozazdroszczenia.

A tutaj pogoda - te 60 węzłów to jeszcze chyba nie wszystko. /www.volvooceanrace.com

Pozostała czwórka wyraźnie zredukowała prędkość. Iker Martnez z Telefoniki mówi wprost: „Jacht może płynąć 30 węzłów, cały czas. Ale nie sądzę, żeby w tych warunkach wytrzymał dłużej niż 10 minut. Dlatego jedziemy 18-20 węzłów.” Mówi też o załamujących się dużych falach, które są największym problemem.

Nawigator z Pumy – Tom Addis – przyznaje, że w tych warunkach nie ma mowy o jechaniu na 100 procent możliwości ani o wymaganiu od sterników precyzji takiej jak przy regatach po płaskim. „Podajemy bardzo ogólny kurs którym mają jechać, ale w dużej mierze sami wypracowują detale. Można chcieć jechać 95 stopni, ale co z tego, jeżeli ludzi zmywa zza koła co pół godziny – trzeba wtedy wybrać inny kurs”.

Francuzi pierwsi po awarii Campera, ale raczej z umiarkowaną prędkością. Za to Azzam chyba trochę zyskał na tym, że na początku trochę stracił (wiem, że składnia skomplikowana, ale jak wiadomo wracali do portu kilka godzin po starcie). Dzięki temu teraz są tam, gdzie jest 10 węzłów wiatru a nie 60, co w kontekście całości wygląda na żart.

A ja tłumaczę właśnie rozdział pewnej książki właśnie o  Oceanie Południowym. Więc tak jakby idealna synchronizacja tematów.

A wy możecie doklejać w komentarzach filmy jak będą jakieś nowe ładne :)

9 komentarzy do “Ocean Południowy bierze swoje

  1. Taaak … no i już wiadomo – Camper jedzie do Chile, bo kończą się materiały do naprawiania łódki; muszę się do czegoś przyznać; pisząc wczorajszy tekst miałam w nim zdanie, że nie za bardzo realna ta naprawa w tych warunkach … no i – tfu tfu – dokładnie tak; jadą do Puerto Montt w Chile, przed nimi Horn; Ale mam nadzieję, że nie będą brać holownika, bo to nie jest dobre miejsce do naprawy łódki; wg Gutka jedyne miejsce w okolicy to Falklandy …

    • Dobrze, że nie do Argentyny…
      Przy takiej awaryjności jednostek, to z nimi powinien płynąć statek-asysta z suchym dokiem. Pobierał zepsuty jacht do naprawy i płynąłby dalej jego kursem, ale z połową prędkości. Odejmowałoby się tam jakieś punkty, albo dodawało trochę czasu i byłaby zachowana „płynnosć ruchu”. A na statku rodziny, dziennikarze, reklamy i bar, żeby zapomnieć o awarii. :)

      • cudny plan Mikst, naprawdę mi się podoba! a Argentyna czy Chile jeden diabeł, tzn i tak szanse na efekt słabe a kasa do wydania kosmiczna … chyba że tam na miejscu ktoś będzie to ogarniał, ale nie wiem kim by musiał być, żeby było dobrze … prezydentem Chile?

    • Aha – no i wzmiankowane zdanie wyrzuciłam przed publikacją, żeby nie było, że sieję defetyzm i nie dowierzam możliwościom zawodników w najdroższej imprezie żeglarskiej ostatnich lat …

    • Ekstremalne regaty, ekstremalne wyzwania ( mam na myśli chilijską biurokrację :) ).
      Mam cichą nadzieję , że nie będzie potrzebne slipowanie jachtu. Zespół brzegowy Campera ma dużo czasu na zorganizowanie bazy w Puerto de Montt, a jego szef „Coxy” podobnie jak nasz „Świstak „jest dobry w tych sprawach .

Możliwość komentowania jest wyłączona.