
Telefonica: najbardziej niesamowity powrót do gry. / Fot. Diego Fructuoso/Team Telefonica/Volvo Ocean Race
Dzisiaj rano już tylko 57 Mm dzieli Telefonikę od zamieniających się wciąż miejscami Pumy i Groupamy. Do mety w Itajai zostało 700 mil, czyli dwa-trzy dni. Zapowiada się niesamowity finisz, bo jestem przekonana, że Martinez wie, że może nadrobić ten dystans, a gdyby zajął miejsce inne niż trzecie na pudle, zostanie bohaterem.
Swoją drogą, przyznacie, że to, co wykonali, jest niesamowite – zamiast wchodzenia do portu w Ushuaia (gdzieś czytałam, że tam akurat trwają jakieś polityczne protesty i generalnie jest zamieszanie), zatoka tuż za Hornem i wszelka możliwa pomoc z lądu, szybka naprawa i dalej w drogę. (Teoria Gutka jest taka, że gdyby nie fakt, że to Hiszpanie, to cała ta akcja nie byłaby możliwa – nikt inny nie mógłby liczyć na taką pomoc w Ameryce Południowej, która rządzi się swoimi prawami. Rio Gallegos, w którym stoi Roman Paszke, jest niewiele dalej na północ niż Ushuaia).

Cammas ucieka, ale Puma w zasięgu wzroku i zamieniają się miejscami. Zupełnie jak Gutek i Derek w V5O - nie da się uniknąć analogii. /Fot.Yann Riou/Groupama Sailing Team/Volvo Ocean Race)
Mam jeszcze takie przemyślenie, że mimo wszystko w organizacji VOR czegoś brakuje. Otóż brakuje innych wyścigów w klasie VO70 pomiędzy rozgrywaną co cztery lata rundą dookoła świata (która, ze względu na rozbuchane działania promocyjne, trwa niemal rok). Dlatego jachty, budowane za każdym razem na nowo, z wykorzystaniem czasami przełomowych, ale nie do końca sprawdzonych technologii, poddawane są próbie dopiero w trakcie samych regat. Do czego to prowadzi – widzimy od samego początku. Tak naprawdę, Groupama jest jedynym jachtem, który nie uległ żadnej poważniejszej awarii od chwili startu.
Mam wrażenie, że to nie jest przypadek. Francuzi byli obecni zarówno przy projektowaniu, jak i przy każdej fazie budowy jachtu. Wcześniej ta sama ekipa budowała z Cammasem kilka poprzednich jednostek. Każdy kolejny jacht poddawano testom, po czym wracał do stoczni na poprawki – dopóki Franck nie był zadowolony. A jak już był, wygrywał wszystko, co można było, zarówno na jednym jak i na trzech kadłubach. Zdecydował się na VOR, bo nie ma już żadnych innych wyzwań żeglarskich, facet jest stuprocentowo zrealizowany. Francuzi mają wieloletnie doświadczenie w Open 60, a zanim ktoś ze znanych skiperów wystartuje w najważniejszych regatach tej klasy – Vendee Globe – startuje w kilku mniejszych, co pozwala na dopracowanie łódki.

Łodka na statku - w tych regatach to już nie jest niezwykły widok ... Na zdjęciu Sanya Lan w trakcie załadunku w Nowej Zelandii. / Fot.Andres Soriano/Team Sanya/Volvo Ocean Race
W VOR tego nie ma – a efektem jest liczba awarii jakie obserwujemy (medialnie jest to bardzo korzystne, ale wywołuje też mało pozytywne „piarowo” efekty, że skoro z sześciu łódek cztery odpadają w jedynym trudnym ze względu na pogodę etapie, to coś jest z tymi regatami nie tak). Więc moim zdaniem potrzebna by była jeszcze jakaś jedna impreza VOR, nawet transatlantycka, pozwalająca sprawdzić jachty. To ma oczywiście taką konsekwencję, że na budowę łódki do kolejnej edycji jest mniej czasu, że trzeba ją pokazać wcześniej, więc konkurencja może coś podpatrzeć, że dużo wcześniej trzeba znaleźć pełen budżet i że właściwie zaraz po zejściu na ląd w lipcu po zakończeniu regat trzeba ostro brać się do przygotowań następnej edycji. Chociaż moim zdaniem stopa zwrotu zainwestowanych przez sponsorów środków jest ogromna.
A wracając na wodę – zespół Abu Dhabi dziś oficjalnie ogłosił, że oficjalnie wycofują się z tego etapu, ale na In-Port Race do Itajai zdążą. Teraz jadą do Puerto Montt (gdzie stoi już Camper) i tam będą naprawiać uszkodzenie. Być może decyzja została podjęta po konsultacji z załogą Campera i potwierdzeniu przez nich, że na miejscu jest cywilizacja umożliwiająca naprawę jachtu VO70 (czyli np. odpowiedni dźwig i inne sprzęty). Zastanawiam się, czy start kolejnego etapu zostanie przełożony, aby te dwa jachty zdążyły dołączyć do trójki, która teraz ściga się do mety. Dyrektor tych regat na pewno już wie, ale oficjalnej informacji jeszcze nie ma. Z Puerto Montt do mety po drugiej stronie jest ok. 3 000 Mm dookoła Hornu , więc jakieś dziesięć dni jazdy…

Z etapu piątego się wycofali - czy zdążą na start szóstego? / Fot. Nick Dana/Abu Dhabi Ocean Racing/Volvo Ocean Race
Lagoa dos Patos może zakłócić bryzę lądową, którą wykorzystuje Puma. 2 węzły różnicy skłoniły Telefonikę do zmiany kursu, teraz obydwa jachty płyną blisko siebie, ale Hiszpanie jakby mieli większe pole manewru. Bardzo interesujący finisz!
Oba jachty oprócz zmiennego wiatru, borykają się też z przeciwnym prądem brazylijskim ( 1-2 w.) Jutro o tej porze, rozstrzygną się losy pierwszego i drugiego miejsca w tym morderczym etapie. Camper, jeśli chce zdąrzyć na regaty portowe w Itajai, powinien zakończyć naprawę do soboty. Pogoda powinna sprzyjać obejściu „Rożka”, ale czasu mają naprawdę niewiele.
Laguna kaczek z mierzeją o szerokości 10-20 km, ogromna !!! :)
No tak, Punta del Este już za nimi czyli idą „pod górkę” jak panowie z V5O. Też była halsówka i fale, i prąd, ale i burza też była……
Ale teraz Telefonica 23-25 sadzi i odrabia,tym na Pumie gotuje się w gaciach,ale jeszcze mają trochę zapasu i nadziei,że i im też zawieje.Oby tylko maszty wytrzymały!
http://www.volvooceanrace.com/en/news/5788_Race-tracker-goes-live-for-Leg-5-climax.html
A tracker do mety update co minute.
Fajna sprawa ten tracker ! Uruchamiam jutro rano i kibicuję w wolnych chwilach. Uwaga ! Wciąga !!!
Teraz nic innego nie zostaje tylko przegonić Pumę aby udowodnić,że się potrafi(w tym wypadku ,że ma się szczęście!) Ciekaw jestem jakie stanowisko zajmie kierownictwo regat,może nie zauważy?A szczęście było tak blisko!
To informacja zespołu, bogatsza niż VOR-owska;
http://www.cammas-groupama.com/en/news/VORnews/actu_equipe_432.jsp
A wypowiedź „kierownika” regat Knuta Frostada jest zlinkowana w najnowszym wpisie. To nie są amatorzy, musieli oficjalnie przyznać, że jest coś nie teges …
Szok !!! Nie Ocean Południowy ! Nie Cieśnina Drake`a ! Atlantyk , Zatoka Rio de La Plata pozornie spokojne miejsce, po 17 dniach ekstremalnego sztormowania ! Złamany maszt ! Załoga Groupamy boleśnie doświadcza powiedzenia : Fortuna kołem się toczy. Niezły dreszczowiec !
Sacre ble !!!
I po maszcie!
:(
http://www.volvooceanrace.com/en/news/5767_Groupama-suspend-racing-with-broken-mast.html
Katastrofa – wierzyłam we Francuzów, a teraz mogę tylko napisać, że chyba przegięli na ostatniej prostej … 59 mil do Punta del Este … maszt złamany nad górnym salingiem, więc dopłyną pewnie o własnych siłach; ale co dalej? co dalej z tymi regatami generalnie? Do rana pewnie więcej informacji się nazbiera, to napiszę w oddzielnym temacie. Niefajnie …
Chyba brakuje elastyczności. Problemem jest pofalowana woda, do której kadłuby i takielunek nie są w pełni przystosowane. Człowiek wytrzyma wszystko, żagle ugną się pod naporem wiatru, a kadłuba nie da się… zarefować. Masztu też. Zabezpieczone współczynnikami konstrukcje sztywne wytrzymują tak długo, aż coś nie puści. Pogoda zmienną jest, a organizatorzy, poza startem nie mają na nią wpływu. Wygląda na to, że zawody organizowane są na trasie bez homologacji…

Ocean to nie tor samochodowy.
Obserwując ryby i ptaki widać, że żywiołem człowieka nie jest ani woda, ani powietrze. I nie prędko znajdziemy na to właściwą receptę. Póki co może warto powrócić do kształtów klasycznych albo przesiąść się na jeszcze większe kadłuby np. taki jak ten:
Oczywiście za tym idą zapory finansowe, które ograniczają dostęp do wielkiej wody. No, a jakby tak zmienić formułę VOR na kontynentalną i pozwolić sobie na luksus regat gigantów? Z jeszcze lepszym przekazem i aranżem medialnym. Show byłby większy, reklama obfitsza, ale i bardziej subtelna.
Kto wie, może jachty 120 stopowe byłyby właściwe? Jeśli spojrzeć pod kątem proporcji jachtu do akwenu, to na jezioro wystarcza kadłub 6 m, na morze -12, ocean – 24, a dookoła świata – 48 m.
EUROPA, DWIE AMERYKI, AZJA, AFRYKA I AUSTRALIA – 6 super jachtów. Ale byłby wyścig!
No no … nieźle kombinujesz :D
Myślę,że Walker wie dokładnie o stanie kadłuba i wczoraj był tam sztorm z prędkościami powyżej 50 węzłów,chyba wtedy podjął decyzję o zjeździe,choć już wcześniej celował raczej to tego miejsca.Z tego co było widać jak łapali burty,aby się zupełnie nie rozpadły to mu się nie dziwię.Chyba jest w najgorszym stanie z reszty.
To prawda, prognoza nie zapowiada się najlepiej, i najogólniej rzecz biorąc, jeżeli naprawiać będą teraz, to nie zdążą na start, w dodatku mogą zepsuć to co naprawią, a statek jest w tej sytuacji jedyną opcją. Tyle, że robi się z tego karykatura regat, wożenie jachtów statkami, bo wiatr wieje, na oceanie są fale, a Horn nie jest fajny … ewidentnie łódki nie wytrzymują próby. Skoro tak, to może w ogóle dać sobie spokój z tym okrążaniem świata, tylko wozić jachty z portu do portu i tam na bojkach się ścigać, a potem druga runda ze sponsorami na pokładzie. Trochę wyolbrzymiam, ale jednak …
A tu informacja od Iana Walkera – przyznacie, że stwierdzenie, że na tym akwenie są trudne warunki a on nie chce narażać jachtu to kuriozum …
http://www.volvooceanrace.com/en/news/5755_Abu-Dhabi-plan-full-strength-return-in-Itajai.html
A co było pomiędzy tym wpisem a poprzednim znajduje się tu: http://polishoceanracing.com.pl/?p=3354