Poniżej obiecane tłumaczenie wypowiedzi skiperów na temat licznych awarii w ostatnim etapie i nie tylko. Źródłowy tekst informacji prasowej z której pochodzą cytaty jest tu: http://www.volvooceanrace.com/en/news/5868_The-big-debate-skippers-comment-on-Leg-5-attrition.html.

Camper - w niedzielę mieli jeszcze 600 mil do mety./ Fot. Hamish Hooper/CAMPER ETNZ/Volvo Ocean Race
CAMPER with Emirates Team New Zealand – Chris Nicholson:
“Nie da się tych jachtów produkować tak po prostu, aby były szybsze, zarówno w regatach przy brzegu jak i w trakcie wyścigu na oceanie. Nie da się dostarczyć takich prędkości i takich emocji bez awarii (…) Wyobrażam sobie, że toczy się obecnie żywa dyskusja na ten temat, ale wszyscy, którzy pływają na tych jachtach, wiedzą, do czego są one zdolne. Moglibyśmy ścigać się dookoła świata na stalowych kadłubach, których maksymalna prędkość wynosi 12 węzłów i nigdy nic się nie psuje, ale wtedy te regaty nie byłyby atrakcyjne dla nikogo. (…) Podoba mi się to, co mamy do dyspozycji. Jest to konfiguracja bardzo wymagająca, ale właśnie dlatego przyciąga najlepszych żeglarzy na świecie. To są fajne łódki, ale trudne – ale tak właśnie powinno być na tym poziomie rywalizacji sportowej”.
Team Telefónica – Iker Martínez:
“Łódki się psują, bo są bardzo szybkie. Łatwo osiągają prędkość 40 węzłów, a żeby przy tej prędkości nic się nie stało, jachty musiałyby być bardzo mocne, a więc nie idealne do wygrania wyścigu dookoła świata. (…) Najlepszą receptą na zwycięstwo jest mieć bardzo szybką łódź i zatrzymać ją, kiedy pojawia się taka potrzeba. Na takich jachtach, które mamy i na których się ścigamy, musimy brać to pod uwagę i tyle.”
Team Sanya – Mike Sanderson (jedyny skipper w tej edycji który ma na swoim koncie zwycięstwo w tych regatach na jachcie klasy VO70):
„Kiedy płynie się bardzo szybko, kadłub bardzo uderza o wodę. Popatrzcie, na co chłopaki narażają te łódki. Czasami nawet nie próbują ich opanować. A czasami próbują zwolnić, ale nie dają rady. To niesamowite.”
Sanderson mówi, że uszkodzenia zawsze były częścią regat VOR i przytacza swoje doświadczenia z wyścigu 2005-06 na pokładzie zwycięskiego ABN AMRO ONE:
„To była pierwsza edycja po wprowadzeniu nowego projektu i mieliśmy mnóstwo problemów, szczególnie z kilem. Używaliśmy nowych rzeczy, które nigdzie wcześniej nie były testowane, więc były awarie. Ale były też fantastyczne osiągi i przeloty dobowe, jakich wcześniej świat nie widział, a na pewno nie na jednokadłubowcach.”
Abu Dhabi Ocean Racing – Ian Walker:
“W ostatniej edycji mieliśmy jeden trudny etap- w drodze do Chin. Nie zapominajcie, że trzy jachty skończyły rozbite, a inne się zatrzymywały. Walker przynaje jednak, że niepokojący jest fakt, iż tylko Puma dopłynęła do Brazylii bez przystanku, że coś jest źle.
“My, ale nie tylko my, wszystkie zespoły – mieliśmy problemy z przejściem trudnych warunków pogodowych. Przed startem 5 etapu nie było jeszcze tak źle i nie było tylu awarii. Ale patrząc na ten etap, trzeba powiedzieć, że tak dalej być nie może. (…) Nie można winić za to przepisów, jachty są dobrze zbudowane. Moim zdaniem to my za bardzo ciśniemy, a łódki są sztywne i lekkie, więc przy tych materiałach nie ma innej możliwości, coś się musi zepsuć.”
Groupama sailing team – Franck Cammas:
“Nie można mówić, że jachty są mniej wiarygodne, bo tak nie jest. Poziom rywalizacji w tych regatach jest taki, że przyciskamy bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Jachty są szybsze, niż były kiedykolwiek wcześniej, ponieważ są lepiej zaprojektowane. Oczywiście zawsze można zmieniać przepisy, czasami to wychodzi na dobre, być może moglibyśmy też zbudować te jachty mocniej – ale to jest wszystko sport i moim zdaniem nie powinniśmy się za bardzo przejmować. Gdyby w Formule 1 nie było nigdy żadnego wypadku, nie byłoby Formuły 1, a gdyby na Volvo nie było awarii, nie docieralibyśmy do granic ekstremum.”
Ken Read, PUMA Ocean Racing powered by BERG:
“Były sytuacje, gdzie element ludzki musiał brać górę, bo są granice do których można tym jachtem płynąc bardzo szybko, a dalej jest już tylko katastrofa. Płynięcie z prędkością 40 węzłów jest najgłupszą rzeczą jaką można robić, ponieważ całkowicie traci się kontrolę. Ale czasami nie ma wyboru, kilka dużych fal podnosi cię w górę i nagle skaczesz w górę jak oparzony. Trzeba robić wszystko co się da, aby jacht nie wyleciał w górę tracąc kontakt z wodą. To następujące po sobie fale są przyczyną zniszczeń. Niektóre mają 3 metry i znajdują się na górze 15-metrowych, działając jak wyrzutnia i to one dokonują zniszczeń. (…) Bardzo istotny jest również element szczęścia. To jak przy wypadku samochodowym – gdybym wyszedł z domu 10 sekund później, mój samochód nie znalazłby się tam, gdzie się znalazł i cała sytuacja nie miałaby w ogóle miejsca. Tak samo tu – gdyby coś innego działo się wcześniej i nie znalazłbyś się na tej jednej fali w tym konkretnym punkcie, jacht nie wyleciałby w górę i nie spadłby, łamiąc się na pół. (…) Faktem jest również, że rywalizacja jest bardzo mocna, co zmusza nas do przyciskania w warunkach, w których normalnie nie robilibyśmy tego. (…) Żeby wygrać, musisz cały czas jechać na granicy. Cofnięcie się oznacza utratę 10 procent prędkości, co z kolei oznacza, że z sytuacji absolutnie poza kontrolą uzyskujesz jakąś formę panowania nad jachtem. Taka jest ludzka natura, żeby cisnąć, wiedząc, że możesz coś zepsuć, ale istnieje taki mechanizm psychologiczny, który mówi ci, że teraz nic się stanie, bo inaczej przegrywasz.”