
Załoga Campera była wczoraj zdecydowanie najlepsza. / Fot. PAUL TODD/Volvo Ocean Race
Po ośmiu miesiącach walki można powiedzieć, że również w wyścigu dookoła świata Volvo Ocean Race ma zastosowanie powiedzenie, że jest niebezpiecznie, jest mokro i wieje ale na końcu i tak zawsze wygrywają Francuzi. (Francuzi zdominowali dużą część sceny żeglarskiej w wyścigach oceanicznych i wydaje się, że tylko u nich wciąż można znaleźć fundusze na duże projekty żeglarskie, jak np. Vendee Globe. Natomiast Franck Cammas, wcześniej określany jako „król trimaranów” udowodnił, że jeżeli bardzo chce, wygra też na Vo70.
Etap dziewiąty i ostatni należał do Campera – walczyli do samego końca i odnieśli pierwsze etapowe zwycięstwo w całych regatach. Jak najbardziej zresztą zasłużone. W klasyfikacji generalnej zajmują drugą pozycję i nic tego nie powinno zmienić – chyba, że coś by się wydarzyło podczas sobotniego wyścigu portowego w Galway – musieliby go nie ukończyć, żeby spaść na trzecią lokatę, czego oczywiście im nie życzę. Wykonali kawał dobrej roboty.

Finisz w środku czarnej nocy nie jest może bardzo medialny, ale emocje i tak były ogromne. Na zdjęciu – Groupama na mecie. / Fot. PAUL TODD/Volvo Ocean Race
Wczoraj w nocy podium zamykała Puma, tak samo wygląda to na razie w klasyfikacji ogólnej. Wielkim przegranym jest hiszpańska Telefonica – mimo, że bardzo dobrze żeglowali w tym etapie (na początku byli na prowadzeniu i wydawało się, że nie odpuszczą ani na centymetr), nie udało im się zająć żadnego z pierwszych trzech miejsc. W „generalce” też zajmują czwarte miejsce, co z pewnością nie satysfakcjonuje Ikera Martineza. Jednak nawet wygrana w In-port Race nie da im miejsca na podium (można maksymalnie zyskać 6 pkt, a od Pumy dzieli ich 9), więc tutaj walka będzie toczyła się między Pumą a Camperem, których dzieli właśnie taka różnica punktowa.

Chociaż był środek nocy, żeglarzy witały tłumy. / Fot. IAN ROMAN/Volvo Ocean Race
Finisz był niesamowity do samego końca – żadnej pewności co do tego, kto finalnie pierwszy przetnie linię mety. Jachty dopłynęły w środku czarnej nocy, ale w porcie w Galway czekało na nich około 10 000 kibiców. Można było przez internet oglądać przekaz z portu, posłuchać komentatorów, śledzić animacje. Oczywiście na stronie VOR można było przeczytać komentarze, że dlaczego tak źle ustawiono czas mety – przecież powinno być to w świetle dnia. (Wiadomo, że jest to raczej trudne do zaplanowania, kiedy ustawia się harmonogram 9-miesięcznego wyścigu.)

Inna sprawa, że przy tej ilości fajerwerków oraz imprez na scenie okoliczni mieszkańcy i tak by nie spali, a puby ponoć były otwarte do rana w wyniku specjalnego zarządzenia burmistrza. / Fot. IAN ROMAN/Volvo Ocean Race
Gildas Morvan na Cercle Vert wygrał drugi etap La Solitaire du Figaro z Gijon do St.Gilles Croix de Vie. Doświadczony Gildas najlepiej radził sobie z pogodą i prądami morskimi na Biskajach. W niedzielę start do trzeciego, ostatniego etapu „La Solitaire” z St. Gilles do Cherburga :)
A w sobotę jeszcze in-port w Galway i start regat KRYS, czyli duże trimarany Multi Oe Design 70 stóp z Nowego Jorku do Brestu … trochę się dzieje. Swoją drogą, polecam śledzenie La Solitaire du Figaro, bo stamtąd wszystkie sławy żeglarstwa francuskiego (ewentualnie z Mini, choć w mniejszym stopniu). Czasami dla zabawy lub w przerwie między projektami, ewentualnie dla pokazania się startują tam również weterani.
Waldemarze- przepraszam za literke „g” w Twoim nazwisku. Za szybko klick !
TO JEST POWITANIE ! I tak powinien byc powitany Gutkowski w Polsce ! Ale wyszlo jak wyszlo . I te Puby otwarte do rana . ! Tylko pozazdroscic !
Właśnie dopóki BAR-y będą nazywane Pubami, dopóty Polacy będą myślami na wyspach a nie nad Wisłą, gdzie jest dużo do zrobienia. W żeglarstwie oczywiście. Jacht dla Gutka na Vende Globe. Czy uda mu się nas zaskoczyć we wrześniu nowym Operonem? Tu też powinien pracować jakiś sztab organizacyjny. W hangarze z satelitą… i kalendarzem z żaglowcami na ścianie.
Podobala mi sie wypiedz skippera PUMY:
Dockside from Ken Read: \”You are what you are at the end of the day, and we’re going to end up third overall. I guess that’s pretty good seeing as we were sitting in the middle of the ocean without a mast not too long ago. We have something to be proud of for that.”
No to się nazywa sukces. Francuzi również byli w czarnej d…., można rzec, no i wydawało się, że nikt i nic nie pokona Hiszpanów. Przyznam, że w poprzedniej edycji jakoś nieszczególnie się angażowałam w oglądanie, ale tym razem trudno się było oderwać, bo materiał był super i bardzo łatwo dostępny, już nawet nie dla akredytowanych dziennikarzy tylko, ale zupełnie i po prostu dla kibiców. Których, mam nadzieję, też u nas w „rolniczym kraju” jak mówił pewien redaktor naczelny, przybyło po tym wyścigu.
Wszystko to racja z tym ze poprzednia edycja byla na biezaco w TVP !. Do tego ze swietnym komentarzem Waldemara Hefliga. (mam nagrania vidio !) Bardzo dobrze to sie ogladalo i ciekawie byla filmowana !
Zdaje się, że niemiecka prasa określiła Polskę po EURO jako normalny europejski kraj. Nic, tylko zachowywać sie (i myśleć) po europejsku, organizować jak najbardziej polski udział w kolejnych VOR. Wzorem fabuły z filmu WIND – w hangarze lotniczym należałoby postawić biurko z satelitą i szukać pieniędzy. Budować zespół i trenować. W UK pewnie już wycinają wręgi do prototypu. Warto by ich podglądać od czasu do czasu.
Stawiałem intuicyjnie na Campera. Milka, od początku opowiadałaś się za Groupamą, różnie im szło ale cały wyścig – WYGRALI. To się nazywa sukces. Brawo! :)
Dzięki za fajną relację !!! :)