
Puma – załoga Kena Reada wygrała ostatni wyścig portowy i tym samym „mini-kategorię” In-Port Race Series / fot. IAN ROMAN/Volvo Ocean Race
Wczorajsze regaty portowe zdominowała Puma – Camper miał bardzo dobry start, ale to załoga Kena Reada prowadziła od pierwszej do ostatniej boi. Załoga Campera natomiast rywalizowała bardzo blisko z Groupamą. Franck Cammas nie musiał się już o nic starać, zwycięstwo klasyfikacji generalnej miał przecież w kieszeni, ale było widać, że chce mu się jeszcze walczyć – niemal o każdy metr (różnice na boi pomiędzy Groupamą a Camperem wynosiły około 10 sekund, a na szóstej 1 sekunda).
Dzięki kamerom na pokładach i przekazowi na żywo można było zobaczyć, ile wysiłku kosztuje załogę VO70 każdy zwrot, każde zrzucenie i postawienie żagla. Po jednym skończonym manewrze zaczynali przygotowania do kolejnego (przełożenie lin, przygotowanie żagli itp). Na pokładzie Pumy widać było nawigatora, który ustalał optymalną pozycję wychylenia kila na każdym nowym kursie. Nie było czasu na odpoczynek, bo dziesięcioodcinkowa trasa liczyła 8,2 Mm a wyścig trwał około godziny. Dla Pumy było to pierwsze zwycięstwo w regatach portowych, ale dzięki wysokiej punktacji z poprzednich wyścigów (9 razy na 10 byli na podium) zdobyli pierwsze miejsce w tej mini-kategorii.

Franek świętuje zwycięstwo … / Fot. IAN ROMAN/Volvo Ocean Race
Gwiazdą wczorajszego dnia byli jednak bez wątpienia Franck Cammas i cały zespół Groupamy, którzy odbierali nagrodę za zwycięstwo w klasyfikacji generalnej regat Volvo Ocean Race 2011-12. Trzeba przyznać, że był to bardzo udany debiut francuskiej ekipy, a Cammas po raz kolejny – w moim przekonaniu – udowodnił, że jak się za coś bierze, to po to, żeby wygrać. Nagroda może symboliczna – wygrawerowanie nazwiska i nazwy jachtu na kolejnym pierścieniu składającym się na puchar VOR, ale satysfakcja bezcenna. „Startując, nie oczekiwalismy takiego wyniku” – mówił Franck. „Myślę, że sekret polegał na tym, że byliśmy nowi w tym towarzystwie i uczyliśmy się nieustannie, a naszymi przeciwnikami były najlepsze załogi na świecie. Na początku popełnialiśmy błędy, ale staraliśmy się płynąć coraz lepiej, aż do mety w Galway.”
Drugie miejsce w generalnej klasyfikacji Camper, trzecie Puma (tym większy wyczyn, bo przecież nie ukończyli pierwszego etapu morskiego z powodu złamania masztu.) Dalej Telefonica (wielka szkoda – mam wrażenie, że poddali się po tej awarii steru, ale jak spojrzeć na szczegółową punktację, bardzo słabo szło im w wyścigach portowych, a te „małe” punkty okazały się kluczowe w walce o duże podium). Potem Abu Dhabi (pech, dwa nieukończone etapy) oraz Sanya, jacht wyraźnie różniący się od reszty, któremu nie pomógł nawet Mike „czarodziej” Sanderson, były przecież zwycięzca VOR (nieukończone dwa etapy i niewystartowanie w dwóch kolejnych z powodu konieczności naprawy nie dawały szans na inny wynik w przypadku tej załogi.)
Tym samym 11 edycja regat VOR dobiegła końca. Niewątpliwie będą jeszcze jakieś podsumowania, proszę zaglądać. No i nie powiem, mam wielką satysfakcję, że stawiałam od samego początku na załogę Cammasa, co nie było może bardzo popularnym stanowiskiem przed rozpoczęciem tych regat ani wtedy, kiedy połamali maszt…

Klasyfikacja finałowa 11 edycji VOR 2011-12 / http://www.volvooceanrace.com
Milka ! Gratuluje trafnego wyboru zwyciezcy VOR-u. Doprawdy nie wiem ile w Twoim typowaniu bylo szczescia , a ile innych czarow . Francuzi byli jednak najlepsi , a przeciez nie byli faworytami .Wyglada na to oni przez caly czas regat nie zwatpili w wygrana , a robili bledy i to powazne. Moj Camper na drugim miejscu -niewiele gorszy. Reszta uczestnikow rowniez wywoluje moj podziw. Brawo dla zeglarzy uczestniczacych w VOR ! A co z nami ? Najwyzszy czas na polska ekipe, nawet gdyby zajela ostatnie miejsce, byloby to wielkie i przelomowe wydarzenie !
Janek, obserwuję „zawodowo” karierę Cammasa od mniej więcej 10 lat i chociaż nie znam go osobiście, mam wyrobione zdanie; dlatego obstawiałam Francuzów, choć przyznam, że Gutek miał argumenty kontra. Ale wiadomo, że regaty to również kwestia szczęścia. A co do polskiej ekipy – no wiesz, potrzeba jakieś 60 mln PLN i można jechać :)))
Przystojniakowi zawsze latwiej. Na jachcie rowniez .
Ciekawy jestem, który z tych jachtów wybrałby Gutek, gdyby było to możliwe?
Tak tylko pomyślałem… :)
Witam serdecznie,
Volvo Ocean Race oficjalnie dobiegl konca. Wczoraj cale miasto swietowalo z tego powodu i naprawde duzo sie dzialo. W samych dokach koncerty trwaly do poznych godzin wieczornych. Potem caly tlum ruszyl do centrum. Ludzi jak mrowkow. I ta atmosfera. Tego nie da sie opisac to trzeba by bylo zaobaczyc. Tygodniowa impreza w Galway sie konczy, ale na pewno miasto zostanie zapamietane. To juz drugi raz kiedy Volvo zawitalo do Galway (pierwszy w 2009) i wcale nie wykluczone, ze ostatni. Takiej zatoki jak Galway Bay nie ma nigdzie indziej na swiecie, a narod Irlandzki jest po prostu stworzony do celebracji i swietowania wszelakich imprez sportowych.
Ps. A ‚naszych’ w Galway jest calkiem sporo :)
Pozdrawiam z samego centrum wydarzen, ktore teraz juz tworza historie.
Slancha! (czyli na zdrowie)
Paula
Bardzo dziękuję za informacje z centrum wydarzeń :)