W wyniku całkowicie spontanicznej akcji miałam dziś okazję brać udział w powitaniu kapitana Cichockiego, który po zakończeniu rejsu dookoła świata w Breście (szczegóły są tu: http://www.kapitancichocki.pl/ ) przyleciał na kilka dni do Polski. Oprócz rodziny i znajomych były kamery, wywiady i kibice. Oraz arbuz w prezencie. Kapitan opowiadał rzeczy niesamowite, ale najbardziej cieszy go jednak ten certyfikat WSSRC. Ogromny szacunek dla człowieka, który zrobił to, co zrobił, nie poddał się po wywrotce jachtu i dopłynął do mety. Musiał wybierać taką trasę, żeby dało się płynąć na tych żaglach, które mu zostały, wykombinować jak spać nie posiadając samosteru ani autopilota i rozwiązać masę innych problemów… Chapeaux bas.
Mam też nadzieję, że teraz będzie głośno o nim i o jego rejsie. A przy okazji o żeglarstwie. Przez 312 dni rejsu wydarzyło się wiele, więc na pewno historii starczy dla wszystkich, który będą chcieli słuchać. I może dzięki temu następnym będzie łatwiej zbierać fundusze na takie i inne projekty. Oby.
Bardzo dziękuję Kice, czyli Izie, za towarzystwo i pomysł udania się na lotnisko.

Jest radość, jest kamera, jest żona :) / fot. I. Sulikowska

Jest i arbuz. / fot. I. Sulikowska

Jest i certyfikat. / fot. I. Sulikowska