W niedzielę na blogu Marka Turnera, obecnego dyrektora Volvo Ocean Race, a wcześniej szefa wielu dużych i zakończonych sukcesami projektów żeglarskich, pojawił się przepis na to, jak sprzedać żeglarstwo medialnie na najbliższej olimpiadzie. Smaczku tekstowi dodaje fakt, że został on przygotowany w formie prezentacji na konferencję ISAF w roku 2013. Na pół godziny przed zaplanowanym wystąpieniem gospodarze je odwołali – Mark nie miał szansy tej prezentacji przeprowadzić. Teraz zdecydował się opublikować jej tezy, które, jak sam pisze, nie straciły na aktualności. Jeżeli Mark Turner mówi, jak jest, to naprawdę rzadko się myli. Ten człowiek jak nikt inny zna się na mediach i żeglarstwie. I jak nikt łączy sport żeglarski z biznesem. Opiera się częściowo na własnym pomyśle, ale nie umiem przypomnieć sobie żadnego biznesowego założenia Marka, które by zostało wdrożone i nie odpaliło. I chociaż żeglarstwo olimpijskie to nie moja działka, w pomyśle Turnera pojawia się też koncept rywalizacji morskiej samotników. W każdym razie – to bardzo szeroka wizja, którą warto poznać. Polecam lekturę.
Poniżej tłumaczenie tekstu Marka, który w oryginale znajduje się na jego blogu: https://markturner888.wordpress.com/2016/09/23/olympic-sailingwhat-to-do/ oraz został powielony na wielu portalach, np. tu: http://www.sailweb.co.uk/olympic/27424/mark-turner-and-how-to-sort-out-the-dinghyolympic-sailing-world.

Mark Turner, dyrektor Volvo Ocean Race. / Fot. Ainhoa Sanchez / Volvo Ocean Race
“Oto moje krótkie sugestie, jeżeli kogokolwiek to obchodzi, na temat tego, jak zmienić podejście do żeglarstwa na Igrzyskach Olimpijskich, a być może również wywrzeć pozytywny wpływ na ten sport w innych wymiarach. Jako dyrektor Volvo Ocean Race nie mam zbyt dużo czasu, żeby dokładnie wyjaśnić moje myślenie i logikę, jaką się kierowałem, a nigdy pozytywna zmiana nie obywa się bez zamieszania. Jednak w sprawie tych pomysłów raczej nie zmieniłem zdania i wciąż dążyłbym w tym kierunku. Dostrzegam również, że o niektórych z tych pomysłów zaczyna się mówić. A więc – jest nadzieja.
Połączmy więc odpowiednie przeprowadzenie Pucharu Świata (tak, aby dawał kwalifikacje olimpijskie) i zmieńmy klasy olimpijskie według poniższego schematu do roku 2020. Nie jest za późno. (…) Poniżej moja propozycja – widziana z dużo szerszej perspektywy niż żeglowanie na małych jednostkach mieczowych, które tradycyjnie są pokazywane na Olimpiadzie.
1. Zostawmy klasy Laser (mężczyzn) i Laser Radial (kobiet). To klasy dostępne globalnie w miarę niewielkim kosztem. Przestańmy się tym dalej martwić i wprowadźmy rewolucję, pokazując to, co ten wspaniały sport ma do zaoferowania.
2. Dodajmy klasę/imprezę zrobioną na potrzeby TV i pokazującą niesamowity, zespołowy aspekt żeglarstwa – np. 4-osobowy katamaran, na foilach, żeglujący na bardzo ograniczonym akwenie (“stadionowo”), z załogą 2-3 facetów I 2 kobiet: GC32/M32/Extreme30/Diam24. Telewizja to pokocha. Regaty flotowe, w stylu ESS (Extreme Sailing Series), 8 wyścigów dziennie, 3 dni, na końcu znamy zwycięzcę. Dużo wyścigów, czego nauczyliśmy się z ESS (Mark jest pomysłodawcą i “ojcem organizatorem” regat Extreme Sailing Series – przyp.M.J.) – ale czego nie wszyscy się nauczyli – oznacza, że w formacie stadionowym nawet przy słabym wietrze nie ma problemu z wyłonieniem zwycięzcy, bo rozgrywa się wystarczająco dużo wyścigów, aby najlepszy dotarł na szczyt. Co nie sprawdza się w przypadku 3 czy 4 wyścigów. Nie trzeba niczego wymyślać od nowa – można czerpać bezpośrednio z 10 lat doświadczeń ESS. Podstawą jest współpraca załogi – mieszanej. Nie ma lepszego magnesu. Jednostki monotypowe, One Design, takie, na jakich w tej chwili rozgrywane są regaty cyklu ESS, nie windują budżetów w kosmos, i pozwalają łączyć rozgrywane zawody z Olimpiadą (co jest działaniem profesjonalnym w dniu dzisiejszym w prawie każdym sporcie). Dodanie tego rodzaju zawodów, zaprojektowanych dla TV, zdejmuje również presję z innych klas, które próbują dopasować jakoś swój produkt do formatów (np. dłuższe biegi, dalej od brzegu, kilka w lepszym wietrze itp.).
3. Dodajmy regaty morskie na jachtach kilowych (prawdziwych), w wersji solo, z udziałem kobiet i mężczyzn (czyli bez potrzeby wystawiania reprezentacji męskiej i kobiecej, w tym formacie niech to będzie równo dostępne). Jestem pewien, że Beneteau zainwestowałoby w produkcję nowego Figaro 3, jachtu mniej więcej 32-stopowego (to jedynie przykład), a właściciele istniejących jednostek udostępniliby swoje do rozgrywania mistrzostw krajowych. Niech to będzie 400 mil, akcja 24/7 przez 3 dni, coś, czego nie oferuje żaden inny sport, co działa we wszystkich strefach czasowych, zapewnia stały przekaz audio i wideo, tracking online – wszyscy wiemy, jak to się robi i jak to działa. To jak maraton pływacki na 10 km, ale dający telewizji bardzo wiele i testujący wszechstronne umiejętności. Można rozważać też wersję załóg 2 czy 4 osobowych, ale to zwiększa liczbę „potrzebnych” sportowców … która jest ograniczona. Jest to również promocja kraju gospodarza – materiały TV pokazujące wybrzeże, coś, czego nie ma w żadnym innym sporcie. A jednocześnie jest to poligon ćwiczebny dla żeglarzy, którzy mogą potem iść dalej, np. do Volvo Ocean Race.
4. Być może zatrzymajmy 29er/49er jako wyczynowy “jednokadłubowiec”, bardziej zaawansowany od Lasera.
5. Byłbym za zatrzymaniem windsurfingu i kitesurfingu, chociaż nie czuję się uprawniony do mówienia o tych dyscyplinach, bo się na nich nie znam.
I tyle. TV jest zadowolona, a publika oczarowana zarówno regatami “stadionowymi” jak i trudnością regat morskich, mamy najbardziej zróżnicowaną ofertę ze wszystkich sportów olimpijskich i w dodatku z udziałem załóg mieszanych. Zachowujemy dostępność dla wszystkich krajów, promujemy wartości współpracy drużynowej, tworzymy bohaterów, tworzymy im ścieżki kariery (prowadzące na Igrzyska z mniejszych rangą imprez oraz dalej, po Igrzyskach, do wielkich regat). Pokazujemy całe spectrum tego sportu, po raz pierwszy, a nie tylko regaty na mieczówkach, łącząc imprezy profesjonalistów nie-olimpijskich klas z imprezami profesjonalistów olimpijskich oraz modelami finansowania (co jest dla sportowców bardzo ważne). Dobra, nie mam czasu na poprawki i zastanawianie się … Oto moje teorie z rękawa. Zgadzajcie się lub nie, nie obrażę się … Po prostu musiałem się pozbyć tego ze swojej głowy, żeby zwolnić trochę miejsca na twardym dysku …!
Mark Turner”
tekst przygotowany na zlecenie sailing.org.pl
P.S. Kim jest Mark Turner?
Obecnie dyrektorem Volvo Ocean Race. Wcześniej, jako 22-latek, żeglował dookoła świata w Whitbread Round the World Race (1989-90) na pokładzie British Defender. W okolicach roku 2000 kierował kampaniami Ellen MacArthur, zarówno w Vendée Globe jak i samotnych rekordowych rejsach dookoła świata, o których mówiły wszystkie media. Poprzez swoją firmę OC Sport (ostatnio sprzedaną francuskiej grupie Telegramme), Mark tworzył, organizował i zarządzał wieloma projektami sportowymi, w tym Extreme Sailing Series. W ostatniej edycji Volvo Ocean Race kierował kampanią Dongfeng Race Team. (http://www.volvooceanrace.com/en/people/548_Mark-Turner.html)
Nie tędy droga…
Sport stał się komercyjny, odszedł od idei olimpijskiej Pierre de Coubertin’a. Kasa, reklamy, sława przez 3 dni. Tak to wygląda dzisiaj. Czas się otrząsnąć, pójść na wycieczkę w góry i pomyśleć o morzu. Tak, o morzu marzy każdy żeglarz, chce opłynąć świat. Pierwsze kroki stawia na „Szufladzie” (już nie ze sklejki), potem wsiada na Cadeta czy Europę, podawany jest mu Laser z małym żaglem i za chwilę duży żagiel… Finn króluje i opiera się nowym czasom. 470-ka, 49-er… ech było kiedyś Tornado – co za wyzwanie! Katamarany poszły na bok, liczą się monotypy, może łatwiej przewieźć i zmagazynować. Ale i jest ich więcej, jest płynność przesiadania się z małego na większy i jeszcze większy. Może nawet kilowy…
Emocje, wyścig, parcie na szkło (wywiad przed startem, wywiad po starcie), fajnie się ogląda dynamiczne relacje z 2-sekundowymi scenami, ale coś z tego wszystkiego umyka… Mało kto pamięta, co było tydzień temu! Po co to wszystko? Dla kasy… dla interesu… dla bogactwa producentów i dystrybutorów. Takie czasy. A sport?
Też trzeba sprzedać. Na koszulkach olimpijczyków pojawiły się pierwsze reklamy. Programy tv mocno sponsorowane głośnymi reklamami przed i zaraz po… sporcie. Wszystko jest na sprzedaż! – chciałoby się krzyknąć. Nie. Nie wszystko. Sport nie jest na sprzedaż. IO nie są na sprzedaż. I żeglarstwo też nie jest na sprzedaż. Bo nie mają właściciela. Sport jest dla wszystkich. Już na boso można biegać i skakać. Za darmo. I to jest najlepsza dewiza za sportem prawdziwym. Żeglarstwo potrzebuje sprzętu, jednak nie musi on być kosmiczny. Sztukę żeglowania można pokazać na drewnianej łódce. A czemuż by nie wrócić do żaglówek sklejkowych??? Czy pamięta kto Horneta, Słonkę, Olimpijkę? One mają jedną wspólną cechę – oscylują w granicach 5 m długości kadłuba. A przecież jest jeszcze metr mniej i metr więcej. Dlaczego by nie wrócić do dawnego czaru żeglowania na drewnianych łódkach, albo chociaż z drewnianymi (sklejkowymi) pokładami? Dlaczego by nie powrócić do budowania tych łódek w klubach, zimowymi wieczorami? Ileż marzeń jest o morzu podczas budowy swojej łódki, ba a jakby to była żaglówka na Igrzyska Olimpijskie?
Moim zdaniem potrzebne jest połączenie, w zasadzie powrót do tego co było kiedyś i się sprawdziło – umiłowania żeglarstwa przez budowę i pływanie. To jest komplet. Komercja poszła tylko w materię. Duch został w hangarze, na brzegu…
A zatem – jeśli nowe, to w respekcie dla przeszłości. Nowe projekty, stare technologie, praca (która jak nic innego wychowuje), inwencja twórcza i rywalizacja na wodzie – jak w filmie WIND. Idea – projekt – budowa – regaty. Ot i wszystko. Pełna rywalizacja od początku do końca. Proste przepisy klasowe i budowa łódek do tych klas np. 3 m, 4 m, 5 m a na morze 6 m, 8 m. 10 m. Dla telewizji pole do manewru ogromne. Reportaże co tydzień z warsztatów, w których żeglarze budują swoje żaglówki. A klubów jest co nie miara… Wywiady z projektantami, szkutnikami i żeglarzami. Drony z kamerami… ile teraz jest możliwości technicznych!?! Wow! A jakie narzędzia do obróbki drewna, sklejki od koloru do wyboru, kleje, zszywki, wkręty, śruby, uszczelniacze, farby i lakiery… laminaty, kompozyty – czemu nie. Wszystko w ściśle określonych ramach. Żeby każdy miał równe szanse manualne i taktyczne. I to jest ten kurs.
To już się dzieje w modelarstwie i szkutnictwie amatorskim. To jest prawdziwy sport. Nic, tylko po niego sięgnąć i propagować.
A potem:
– Halo, halo! Tu helikopter. Gonimy czołówkę regat olimpijskich na jachtach kilowych 10 m. Jest tam nasz Spaniel III z 5-osobową załogą mieszaną, znakomicie wystartował, był trzeci za linia startu, obrał dobry kurs, potem odłożył się na korzystny hals i pociągnął jak tylko wiatr zawiał. Teraz powinien być już widoczny, dane satelitarne pokazują, że za chwilę go zobaczymy. Halo studio!
– Tu studio telewizyjne „Sport na co dzień”, mamy chwilę czasu na kolejne połączenie z regatami morskimi, więc skorzystajmy z okazji i zajrzyjmy do naszych młodych żeglarzy, którzy kończą budowę żaglówki do klasy 3 m – halo Węgorzewo!
– Tak, tu Węgorzewo, dzień dobry. Jesteśmy w hangarze żeglarskim, gdzie mazurscy żeglarze przygotowują swoją żaglówkę do ME, oto Janek, Patryk i Karol – powiedzcie jak to się zaczęło, że zaczeliście budować swoja łódź?
– Tak, postanowiliśmy spróbować swoich sił w nowych klasach żeglarskich i właśnie klasa 3 m bardzo nam pasuje. Patryk zaprojektował komputerem naszą żaglówkę, działacze klubowi sprawdzili i doradzili co zmienić, a teraz razem wspólnymi siłami budujemy łódkę.
– Halo Tomku, mamy połączenie ze Spanielem III, który właśnie jest na boi zwrotnej wyścigu olimpijskiego, mamy dobre wiadomości i na chwilę przenieśmy się na pokład Spaniela III – halo Spaniel, halo Spaniel – jesteście na wizji.
– Ahoj ze Spaniela III, ciężkie warunki, duża fala, ale mkniemy ile sił. Jacht spisuje się znakomicie, wyciągamy teraz 20 węzłów, wszyscy na stanowiskach. A wg trackera jesteśmy na drugim miejscu, ze stratą pół mili do lidera. Powtarzam pół mili i gonimy lidera.
…
Krótko , treściwie i na temat. Tylko niestety za proste i za łatwe ( paradoksalnie i przewrotnie zarazem ) w zrealizowaniu. Bo gdzieżby te setki związkowych miśków zrobiłoby te swoje olimpijskie ” dile” czego przykładem jest skasowanie jego prezentacji na ISAF- owskiej nasiadówie. Pozdrawiam , Krzychu Wożniak.
Tylko w ten sposob ! Brawo Panie Mark Turner !