O ile tydzień zaczął się źle, to okazał się wcale nie taki najgorszy. Nikt się nie wycofał, wciąż na wodzie pozostaje 18 (z 29) zawodników rywalizujących w najtrudniejszych regatach oceanicznych na świecie. Mam nadzieję, że tak już zostanie do końca regat.
Tydzień temu awarię zgłosił Conrad Colman. Sprawa nie była prosta, bo stracił mocowanie głównego sztagu i żeglował w 50-60 węzłach wiatru. Szczęściem w nieszczęściu było to, że zniknęła przetyczka mocująca, a nie rozpadło się całe okucie. Niemniej Colman musiał poczekać, aż wiatr zelżeje, żeby myśleć o poważniejszej pracy. Udało mu się założyć prowizoryczny dodatkowy sztag z fałów oraz dodatkowych lin. Przetyczki na wymianę nie miał, znajdował się w wyjątkowo paskudnym miejscu – ok. 2 tys. Mm za Nową Zelandią i kolejne 2 tys. Mm przed Hornem, czyli w środku wielkiej pustki. To najtrudniejszy „etap” Vendée Globe – szanse otrzymania jakiejkolwiek pomocy są minimalne. Po zakończeniu prac, które zajęły półtorej doby (oraz sztormu), żeglarz „padł” i spał 10 godzin. Uratował maszt – zuch, co tu dużo mówić. Dziś (09.01.) Colman zbliża się do Hornu. Z 9 żagli z którymi wypływał, stracił 3, ale płynie do przodu.

„Mam 110 Mm do Hornu, a 1000 do Antarktyki. Czuję, jakbym żeglował po lodzie – tak jest zimno. Nie mam ogrzewania na ropę jak niektórzy. Mam ubrania, gorącą zupę i plastry rozgrzewające. (…) Wkurzające jest to, że komputer sugeruje mi stawianie żagli, których już nie mam! (…) Ale po tym, co przeżyłem, mając w perspektywie utratę masztu i wycofanie się z regat – nie jest najgorzej.” / Conrad Colman / Foresight Natural Energy / Vendee Globe
Kolejnym pechowcem tygodnia był Alan Roura, najmłodszy żeglarz w stawce. Stracił płetwę sterową (uszkodzoną oczywiście po zderzeniu z nie-wiadomo-czym w wodzie), ale udało mu się ją wymienić na nową, którą na szczęście miał na pokładzie.

Sytuacja na 09.01.2017, godz. 0900
Podczas gdy 8 jachtów jeszcze musi minąć Horn (Nandor Fa zrobił to właśnie dziś), czołówka (czyli pierwsza trójka – Armel, Alex i Jeremi) znajduje się już w strefie okołorównikowej, która tym razem nie jest tak łatwa do przejścia jak była w drugą stronę. Żeby „dobrać się” do pasatu, potrzeba jeszcze około doby.
Wciąż prowadzi Le Cleac’h, ale Thomson traci do niego zaledwie 70 mil. Trzeci, Beyou, jest 500 mil za nimi, ale systematycznie zmniejsza stratę. Nie poddał się ani na chwilę i pomimo awarii anteny satelitarnej i ograniczonej komunikacji oraz szczątkowych danych pogodowych jedzie najszybciej jak się da. (Zbigniew Gutkowski, płynący właśnie w drugą stronę, miał plan spotkania z Armelem, a przynajmniej zobaczenia go z daleka, ale niestety musiał zrezygnować. Bardzo kapryśna strefa okołorównikowa to nie jest to, co żeglarze lubią. „Ogromna dziura bez wiatru” – tak w skrócie opisał mi ją Gutek. „Jadę już tędy 10 raz i jeszcze tak nie było – na razie cały czas czyste niebo i wiatr, którego nie ma na żadnym gribie. Jak tu stanę, to się usmażę!” .
W Les Sables d’Olonne od najbliższej soboty rusza znów miasteczko regatowe. Symulatory trasy podają już przybliżony czas mety dla pierwszej dwójki – pomiędzy 16 a 18 stycznia, czyli rekordowo szybko. Armel ma do mety 2800 Mm. Wczoraj minął równik, co świętował szampanem (jak zauważa na filmie – nieco zbyt ciepłym).
Ze spraw, które jeszcze warto odnotować: jacht SMA (Paul Meilhat) będzie wracał z Tahiti do Francji na statku:

SMA powróci z Tahiti na statku. Szybciej i pewniej – jeżeli ma się na to środki. / Fot. Domenic Mosqueira /SMA
Nie wiadomo jeszcze, jak poradzi sobie Enda O’Coinnen, który dotarł bezpiecznie do Dunedin. Z kolei Sebastien Destremau, który musiał zatrzymać się dla dokonania niezbędnych napraw, 6 stycznia wrócił na trasę:

Sebastien Destremau (Technofirst Face Ocean) opuszcza zatokę Esperance Bay (cóż za trafna nazwa) na Tasmanii i rusza dalej. / Fot. Jeremy Firth / DPPI/ Vendee Globe
Chęć udziału w #VendeeGlobe2020 zgłosił niemiecki żeglarz Boris Hermann. Kupił właśnie jacht (Edmond de Rotschild) od sponsorów Sebastiena Josse. Jak widać, dobra łódka w tych regatach nie musi ukończyć, żeby znaleźć nabywcę. (Złamane hygroskrzydło, będące przyczyną wycofania Jossego to żadne uszkodzenie w tym kontekście.)
To już trzeci żeglarz, który ogłasza taki zamiar. Pewniakiem jest Louis Burton (Bureau Valee), organizuje się też Czech, Milan Kolacek.
Jeszcze jedna ważna moim zdaniem rzecz: 20 lat temu na regatach Vendee Globe zaginął bez wieści Kanadyjczyk Gerry Roufs. Żeglował niedaleko „Punktu Nemo”, czyli najbardziej oddalonego od cywilizacji miejsca na planecie. Wiatr przekraczał 80 węzłów. „Fale są jak Alpy” – raportował do biura regat. Żeglująca 100 mil od niego Isabelle Autissier była w stałym kontakcie z kolegą. Kiedy przestał odpowiadać, powiadomiła dyrekcję regat. Jej jacht, PRB, wywrócił się trzykrotnie. W ostatniej wiadomości Roufs mówił o piekielnym stanie morza. 7 stycznia 1997 jego radioboja przestała nadawać sygnał. przewrócony kadłub jachtu LG2 został zauważony 16 lipca 1997, a formalnie zidentyfikowany 29 sierpnia 1998 przy brzegach Chile. Fragmenty zostały wyrzucone przez morze na wyspę Atalaya Island (południe Chile). [R.I.P.]
A gdyby ktoś chciał zobaczyć, co gotuje Alex Thomson – proszę bardzo. Co on by biedny zrobił gdyby mu się skończył ten sos, który dolewa do wszystkiego???
przez
Podsumowanie tygodnia:
A tak z innej beczki – wiecie co się dzieje z Velux 5 Oceans?
Robin ma prawa do nazwy. Velux nie chce z nim kontynuować współpracy. Sytuacja patowa. Przy okazji nastąpił renesans klasy IMOCA, więc Eco60 wymyślone na potrzeby ostatniej edycji V5O nie ma racji bytu. (To moje prywatne zdanie.)
Dzięki za przypomnienie historii Gerry Roufs`a.
Tutaj krótki film nakręcony przed startem VG 96/97, Gerry Roufs i Eric Dumont oraz LG2 i Cafe Legal (Globe, Operon): https://www.youtube.com/watch?v=I5gaJg-Qufc
Dzięki za komentarz i kolejny fajny link do archiwum :)