Po przepłynięciu ponad 27 000 mil, czas zwycięzcy Armela le Cleac’h różnił się zaledwie o 16 godzin od czasu drugiego w kolejności Alexa Thomsona. Ponad 74 dni trwał ich morderczy wyścig przez oceany. (Czas pierwszego 74 dni, 3h 35 minut, drugiego – 74 dni, 19h 35 minut, poprzedni rekord 78 dni 2h 16min.)
Alex, po utracie jednego z hydroskrzydeł w drugim tygodniu regat i utracie prowadzenia 3 grudnia zaczął zostawać z tyłu, a przy Hornie znajdował się już 819 mil za Armelem. Za to dobę przed metą dzieliło ich już tylko 35 Mm. Obaj byli potwornie zmęczeni, a ostatnich kilka dni żeglugi wymagało wyjątkowej koncentracji – powrót na ruchliwe szlaki statków oraz rejony połowów kutrów rybackich oznaczał zero snu, a zacięta rywalizacja – nieustanne prowadzenie nawigacji. Alex dodatkowo miał awarię autopilota, co oznaczało, że nie mógł właściwie odejść od steru, jeżeli chciał nadrobić jeszcze kilka mil do Francuza. Ale wiadomo – żeby wygrać, trzeba dopłynąć. We dwóch pobili wszystkie rekordy tej trasy. Alex, na osłodę drugiego miejsca ma rekord dobowy: 536,81 Mm.

Armel Le Cleac’h (Banque Populaire VIII) i Alex Thomson (Hugo Boss) / Fot. Olivier Blanchet / DPPI / Vendee Globe
„Następne wygrasz ty” – powiedział Francuz do Anglika na kei. „Drugie miejsce jest lepsze niż trzecie, ale oznacza, że jest jeszcze miejsce na manewr” – komentował Alex na konferencji prasowej. Wiadomo jednak, że to nie on decyduje. Ważna jest rodzina, której życie jest podporządkowane zobowiązaniom kontraktu. I ważny jest sponsor. „To się rozstrzygnie w przeciągu kilku najbliższych miesięcy” – odpowiedział Alex pytany o to, czy będzie startował kolejny raz, żeby to pierwsze miejsce zdobyć.
Nagranie z konferencji jest tu – bardzo polecam – (32 min.):
Z pokładu żadnego z tych dwóch jachtów zawodnicy nie przesyłali zdjęć obrazujących cokolwiek, co mogłoby stanowić punkt zaczepienia jakichkolwiek domysłów technicznych. Alex wysyłał filmy, na których niezależnie od tego, czy tracił do rywala 800 czy 35 mil, uśmiechał się i był maksymalnie pozytywny. Jedyne zdjęcia Armela to jego postać w kokpicie. O kłopotach Alex czasami opowiadał na filmach. O tym, co działo się na pokładzie Armela nie wiemy praktycznie nic. Już po mecie przyznał się do kilku momentów słabości i frustracji.

Łzy radości, ale też niesamowita chwila wzruszenia. „Udało się”. Armel Le Cleac’h. / Fot. Jean Marie Liot / DPPI / Vendee Globe, 19.01.2017
***
Ustanowienie nowych rekordów to zasługa hydroskrzydeł i wyjątkowego układu atmosferycznego w momencie startu. Bardzo rzadko zdarza się okno pogodowe, dzięki któremu, przechodząc właściwie bez zatrzymania przez równik, żeglarze mogą dopłynąć prawie do przylądka Dobrej Nadziei. Dzięki hydroskrzydłom najszybsze jachty mogły utrzymywać prędkości, pozwalające na jazdę razem z niżem i na „przesiadki” w kolejne niże, co jest niemożliwe w przypadku wolniejszych jednostek, które muszą stawiać czoła znacznie trudniejszej pogodzie, bo nie są w stanie przed nią uciec. Dlatego nie jest wcale oczywiste, że kolejna edycja regat Vendée Globe również będzie rekordowa.

Do trzech razy sztuka. / Fot. Vincent Curutchet / DPPI / Vendee Globe
Tajemnicą pozostają też jachty. Ani z pokładu Hugo Bossa, ani z Banque Populaire nie przesyłano zbyt wielu zdjęć. Francuz fotografował głównie siebie w kokpicie, Anglik wysyłał filmy, na których zawsze się uśmiechał, ale żadnego zdjęcia złamanego skrzydła nie upublicznił. Oczywiście miało to związek z ich rywalizacją. Obie jednostki, choć zbudowane według tego samego projektu, powstały w różnych stoczniach i stanowiły tajemnicę dla rywalizujących zespołów.

Przepłynąć dookoła świata bez grubej awarii – naprawdę cud. / Fot. Olivier Blanchet / DPPI / Vendee Globe
Statystyki regat pozostały bezlitosne, choć i tak okazały się lepsze niż zazwyczaj. 20 stycznia 2017 sklasyfikowanych było 18 żeglarzy z 29 którzy wystartowali 6 listopada z Les Sables d’Olonne. Ostatni miał ponad 9 000 mil do mety, dwóch było jeszcze przed Hornem.

Fot. Vincent Curutchet / DPPI / Vendee Globe
Po wycofaniu się kilku faworytów jak Vincent Riou (PRB), Morgan Lagravière (Safran) czy Sébastien Josse (Edmond de Rotschild) uformowała się „grupa środkowa”, złożona z Yanna Elièsa, Jeana Le Cama i J.P. Dicka, którzy zamieniali się miejscami i toczyli zażarte boje o przewagę. (J.P. Dick z powodu jakiegoś uszkodzenia nie jest w stanie znaleźć się wyżej w klasyfikacji, ale też postanowił żeglować dalej). Bardzo udany występ zalicza również Węgier, Nandor Fa. Przyznam, że nie dawałam specjalnych szans Spirit of Hungary. Jednak zmiany, jakich dokonał Węgier przed i po Barcelona World Race okazały się trafione. Jednostka może nie jest torpedą (choć jest nową generacją), ale godnym zaufania jachtem, który już po raz drugi okrąża świat. A jej kapitan spełnia marzenie życia, kończąc pewnie żeglarską karierę. Czego chcieć więcej? Żegluje lepiej niż Arnaud Boissieres czy Romain Attanasio, francuscy wyjadacze.

Fot. Olivier Blanchet / DPPI / Vendee Globe
Czy w następnej edycji te jachty będą latać? Zobaczymy. Bardzo ciekawe rzeczy mówi na ten temat Loick Peyron, legenda francuskich żagli. Mówi jeszcze jedną ciekawą rzecz – że teraz dosyć łatwo jest ukończyć te regaty, ale wygrać je – coraz trudniej. I że być może jest 5-10 ludzi na świecie, którzy mają potencjał, żeby to zrobić.
Poniżej wywiad z Loickiem (pyta Elaine Bunting/Yachting World):
A tak wita się w Les Sables żeglarzy wracających z morza. Temperatura -7C, jak na lokalne warunki – arktyczne zimno.

Fot. Jean-Marie Liot / DPPI / Vendee Globe
No i tajemnicze złamane prawe skrzydło. Przez całe regaty do mediów nie przedostało się ani jedno zdjęcie. „Tam po prostu nic nie ma” – tłumaczył Thomson.

Fot. Jean-Marie Liot / DPPI / Vendee Globe
Młodości dodaj mi skrzydeł ! To hasło pasuje do całej trójki :Le Cam , Elies ,Dick. Walka o czwarte miejsce trwa ! JP ma „skrzydła”, wygląda jednak, że Virbac 4 jest bardzo wymagający fizycznie ( JPD rocznik 1965) i wiatrowo, lubi zdecydowany podmuch baksztagowo-pełny. Król Jan to klasa sama w sobie i robi niesamowite regaty na ex Foncii M . Desjoyeaux, Yan Elies , też pięknie żegluje ! Emocje nie opadają, tym bardziej, że Jeremiasz zaparkował u wybrzeża Bretanii .Naprzód, naprzód JP !!!