958 Mm

© Zbigniew Gutkowski/VELUX 5 OCEANS

Gutek z pokładu: „Łódka płynie, samoster pracuje, wiatrak się kręci – czyli dużo się dzieje (śmiech).” Ustaliliśmy, że nie wolno mu mówić, że nic się nie dzieje, żeby nie zapeszać. W trakcie rozmowy miał 958 mil do mety. Karaiby zaliczone, teraz Bahamy i trójkąt – czekamy na opowieści Andrzeja Piotrowskiego (Andrzej, do zobaczenia na miejscu, tymczasem proszę, zabawiaj gości, jak ja będę lecieć). Gutek pytał, jak nam się podobał film z pokładu kręcony Go Pro – więc przekazałam wszystkie, w tym własne, wyrazy uznania – był naprawdę fajowy. Teraz też coś jest nagrywane, ale raczej nie będzie tego wysyłał, montaż dopiero w Charleston.

Aha, w kwestii śruby która była widoczna na filmie i szeroko dyskutowana, otrzymałam od kolegi Majkiego z ekipy technicznej wyjaśnienie następujące:

„Na Operonie zamontowana została trójłopatowa śruba składana ze zmiennym kątem wychylenia płatów. Jest to dość skomplikowane urządzenie, dzięki któremu można jednak łatwo zmienić kąt wychylenia łopat podnosząc efektywność i redukując spalanie podczas płynięcia na silniku (patrz mniejsze zapasy paliwa na pokładzie). Po wyłączeniu silnika łopaty ustawiają się w osi jachtu, w tzw. chorągiewkę, zmniejszając opory do minimum (stąd nazwa typu śruby w języku angielskim feathering prop). Zawirowania za śrubą są mniejsze niż w wypadku śruby składanej w „stary” sposób (łopaty składają się ze sobą, ten rodzaj śruby po angielsku zwany folding prop). Z boku wygląda jakby śruba była rozłożona, ale jej opory względem jachtu są minimalne. Owszem – jest to dodatkowa powierzchnia mająca styk z wodą i podnosząca opory, ale sposób jej składania zmniejsza opory względem tradycyjnie składanych śrub o 30% (tak deklaruje producent śruby – Jprop). Dla zainteresowanych polecam wpisanie feathering prop i folding prop w wyszukiwarkę i głębsze postudiowanie różnic i korzyści.”

Mam nadzieję, że badaczom śrub to wyjaśnienie będzie przydatne. Ja jutro w południe wylatuję do Charleston, więc odezwę się pewnie dopiero w poniedziałek jak dojdę do siebie. No i mam nadzieję, że niedługo potem Operon również się tam pojawi. Tyle na razie, pozdrawiam wszystkich, MJ.

Prawie połowa drogi

Wyjście z Fortalezy - fot. Maciek "Świstak" Marczewski / Operon Racing

W nocy naszego czasu udało się dodzwonić na pokład. Kapitan spożywał właśnie strogonowa – mówił, że po dodaniu różnych przypraw, które nagromadziły się na pokładzie jachtu w trakcie rejsu ulubione danie jest jeszcze lepsze. Chociaż w warunkach tropikalnych najlepiej wchodzi woda, ewentualnie suszone owoce. Zastanawiał się też, czy nutellę, która w słoiku przybrała konsystencję rzadkiego budyniu, da się zjeść mimo wszystko. Dało się.
Korek na pokładzie sprawdza się dobrze – nawet trochę izoluje, chociaż trzeba by mieć jakieś porównawcze temperatury z innych jachtów, żeby stwierdzić, ile daje. Okazało się jednak, że kolor czerwony nagrzewa się intensywnie i trudno po pokładzie chodzić na bosaka. Na szczęście kokpit jest biały.
Prędkości chwilowe nawet do 24 węzłów, przy małym genakerze i grocie na 1 lub 2 refach – nie najgorzej. Wiało z baksztagu, ale fala półwiatrowa, więc postanowił nie szarżować z większymi żaglami.
Główne zajęcia  to usuwanie ryb latających z pokładu. Ewentualnie pasjans. Ponieważ czasu sporo, kuszą Gutka różne drobne naprawy, ale postanowił się pilnować bardzo z tymi działaniami, żeby nie przedobrzyć. Zawsze można jakąś śrubkę dokręcić za mocno albo zepsuć coś innego – nawet jak się chce naprawić.
Poniżej nagranie, trochę dłuższe niż to na stronie głównej. Następna rozmowa prawdopodobnie w sobotę w nocy.
GUTEK 28.04.2011 W POŁOWIE DROGI

Gutek: Muszę wypróbować ten bukszpryt


Jak widać na RV, wszystko dobrze, prosimy trzymać kciuki. Przebiegi dobowe w granicach 220-250 Mm (na podstawie raportów), prędkość też około 10 węzłów. Warunki dobre, gorąco, no ale na to nie ma wpływu.
Rozmawialiśmy w nocy, mówił, że jednak trzeba ten bukszpryt wypróbować – w sensie postawić genakera – żeby mieć gwarancję, że jest dobrze. A jak nie, to lepiej, żeby się zepsuł teraz, w US będzie szansa go nawet dorobić od zera, żeby uniknąć niespodzianek w ostatnim etapie, gdzie każdy będzie chciał jechać na maksa.
Płynął na grocie i foku (solencie), ale mówił, że i tak wiatr się odkręca, więc chciał nie chciał eksperyment z genakerem trzeba będzie przeprowadzić. Oczywiście z tym mniejszym, który jest łatwy w obsłudze i w razie czego można go szybko zrzucić. Gutek stara się leżeć, o ile to możliwe – ale leżenie w piekarniku i przyklejanie się do wszystkiego nie należy do przyjemności.
Zadziwił go ten statek bez echa radarowego o którym mowa w nagraniu. Był w odległości kilku kabli od Operonu, a po regulacji radaru do której Gutek przystąpił natychmiast po tym spotkaniu, dawał echo jak fala. Oczywiście ani śladu na AIS. Oświetlenie dziwne. Jakby to był pirat, to pewnie by nie miał nawet pozycyjnych świateł. W każdym razie zagadka.

Na zdjęciu urządzenie Ocean Sentry Radar Enhancer – wzmacniacz sygnału radarowego Operonu, dzięki czemu echo Gutka jest dużo większe. Robili testy z Bradem i widzieli się nawzajem na ekranach dobrze – ale jak wiadomo na Oceanie Południowym był kłopot z zobaczeniem Dereka, a i Derek go nie widział (być może to kwestia reflektora radarowego U Dereka i jego radaru albo warunków na południu gdzie fale były jak góry).

Nagranie jest poniżej – to samo co na stronie głównej i na RV.
GUTEK_26.04.2011

Kolejne święta na morzu

fot. Z. Gutkowski / Operon Racing


Gutek już za równikiem. Dziesiąty raz. Mówi, że nawet statki się pochowały do portów. Miał za to pasażera na gapę – zabłąkanego ptaszora, który najpierw go wystraszył, bo siedział na nadbudówce i w środku nocy zaczął machać skrzydłami, a potem spokojnie siedział na tratwie i odpoczywał. Jajko na zdjęciu jest prezentem z Punta del Este od Chrisa Stanmore-Majora.
Poniżej nagranie trochę mniej oficjalne niż to na stronie głównej. Wszystkim życzę wesołych świąt – a my wszyscy życzmy Gutkowi, żeby bezpiecznie i zdrowo dopłynął do mety. Gutek, trzymamy kciuki!
GUTEK 23.04.2011 WESOŁYCH ŚWIĄT

WYPRAWA SZALEŃCÓW – już jest

Pasjonująca lektura. Wiem, bo miałam możliwość przeczytania tej książki jeszcze zanim ukazała się drukiem. Jednocześnie podziw dla wydawnictwa decydującego się wydrukować książkę o regatach rozegranych lata temu – nie jest to popularna tematyka, choć mamy nadzieję, że to się zacznie zmieniać. Ilekroć zwracam się do mojego zaprzyjaźnionego wydawcy (Marcin, pozdrawiam serdecznie) z propozycją wydania czegoś takiego, spotykam się z tą samą od lat odpowiedzią: A powiedz mi kochana, ile osób to kupi?
Tę książkę mam nadzieję kupi wiele osób, tym bardziej, że sprzedawana ma być w pakiecie z dwoma filmami („Na głęboką wodę” (Deep Water, 2006, reż. Louise Osmond) i „Tabarly” (2008, film producentów „Mikrokosmosu”, z muzyką Yanna Tiersena). Jak ktoś zobaczy w księgarni, dajcie znać czy to prawda.
Historia niby prosta, ale niebanalna. Dziewięciu ludzi wyrusza z zamiarem samotnego okrążenia globu w rejsie non-stop w ramach regat Sunday Times Golden Globe Race (organizacja pozostawiała wiele do życzenia, a właściwie jej nie było – no ale cóż, musi być ten pierwszy raz). Pod koniec lat 60. więc przed epoką GPS i map elektronicznych, nie wspominając o liofilizowanej żywności i zaawansowanych technicznie ubraniach ani o luksusach takich jak telefon satelitarny. Żeglarze zdani tylko i wyłącznie na własne siły, pochłonięci pasją dokonania wyczynu, którego nikt wcześniej nie dokonał. Nawigujący za pomocą mapy i sekstantu, a więc nie zawsze i nie do końca pewni swojej pozycji.
Historia dotycząca również tego, w jak różny sposób ludzie podchodzą do wyzwania, jakie stanowi ocean. Jak różne żywią wobec niego emocje. Oraz tego, w jaki sposób ocean to weryfikuje.
Spośród dziewięciu szaleńców w glorii sławy powrócił jeden, Robin Knox-Johnston (wspomnieniowy materiał filmowy jest na stronie głównej), stając się pierwszym żeglarzem, który non-stop opłynął ziemię. Jego życie od tego momentu na trwałe zostało związane z morzem, dziś jest organizatorem regat dookoła świata VELUX 5 OCEANS, a w edycji 2006-07 sam wziął udział w wieku lat 67.
Jego największy rywal w szaleńczej wyprawie, Bernard Moitessier, zdecydował się zawrócić z trasy i nie płynąć do mety, rezygnując z powrotu do Europy, sławy i jej konsekwencji. Inny – Chay Blyth, również jest dziś znany i poważany w żeglarskim świecie. Szalone czasy niezwykłych ludzi. (W tym samym czasie jak wiadomo dookoła świata żeglował samotnie Polak, Leonid Teliga – zamknął wielką pętlę z przystankami, choć długie odcinki pokonywał non-stop). Naprawdę warto przeczytać.

Aha – zapomniałam napisać, że Gutek napisał przedmowę do książki :)))