Za nami wyjątkowo spokojny tydzień na oceanie, w porównaniu z poprzednim. Większość zawodników wyraźnie informowała, że nastawiają się na przetrwanie, bo pogoda była naprawdę „południowa” – szereg szybko przemieszczających się niżów nie oszczędzał nikogo, wszyscy zawodnicy mieli swoje „pięć minut” w silnym sztormie (powyżej 40 węzłów, czyli od 8B w górę). Niektórzy zgłaszali 50 węzłów wiatru i więcej. Na filmie Thomas Ruyant – jeden z najlepszych debiutantów wyścigu:
13 grudnia, we wtorek, Kito de Pavant (wciąż przebywający na statku Marion Dufresne, który go ewakuował) poinformował, że przestał odbierać sygnały z radioboi Iridium na pozostawionym jachcie Bastide Otio. Kito opracowywał plan odzyskania jednostki, ale w sytuacji braku sygnału będzie to niemożliwe. Najbardziej prawdopodobne jest to, że kil odpadł, a jacht zatonął.

To chyba ostatnie takie zdjęcia jachtu Bastide Otio. / Fot. J.M. Liot / DPPI /Vendee Globe
Po raz pierwszy w historii regat Vendée Globe zawodnik wybrał trasę przez Cieśninę Bassa, pomiędzy Australią a Tasmanią. To Jean-Pierre Dick, który postanowił w ten sposób uniknąć najgorszego sztormu na swojej drodze i zyskać choć trochę osłony. (Choć jak wiadomo, Morze Tasmańskie to nie jest miły akwen, na co dowodem są liczne akcje ratunkowe w regatach Sydney-Hobart.) Dickowi się udało przepłynąć bez kłopotów. Dokumentacja poniżej:
W sobotę, 17 grudnia, nadchodzi informacja o kolejnym wypadku na trasie. Maszt traci jacht Compagne du Lit – Boulogne Billancourt (ex-Energa) kierowany przez Stephane le Diraisona. (Historia jachtu w najnowszym numerze magazynu Wiatr – polecam na str. 33 http://magazynwiatr.pl/pdf/MagazynWiatr_01_2017.pdf.)

Chyba ostatnie zdjęcie przesłane z pokładu Compagne du Lit przed wypadkiem. / Fot. Stephane le Diraison
Wypadek miał miejsce 770 mil od brzegów Australii. Stefan zdecydował się o własnych siłach próbować dotrzeć do Melbourne. Stawia takielunek awaryjny, pozbył się połamanych części, które mogły stanowić zagrożenie i odpalił silnik, aby jak najszybciej wydostać się z obszaru najbardziej narażonego na kolejne sztormy. (W tej chwili na Oceanie Południowym widać charakterystyczny „pociąg”, czyli łańcuszek przemieszczających się jeden za drugim niżów.)

Tak jacht wyglądał na starcie. / Fot. Photo Jean-Marie Liot / DPPI / Vendee Globe
Układy przemieszczające się „powyżej” strefy zabronionej wokół Antarktyki, szczególnie te mniejsze, nie są dokładnie pozycjonowane przez modele komputerowe, więc zawodnicy na oceanie i tak muszą się na bieżąco dostosowywać do sytuacji, nie zawsze wiedząc, co ich czeka.
Stawkę prowadzi wciąż Banque Populaire (Armel le Cleac’h), który jednak zwiększył przewagę nad drugim w kolejności Hugo Bossem (Alex Thomson) ze 100 mil na wysokości Przylądka Leeuwin (6 grudnia) do ponad 400 (18 grudnia). Obaj liderzy żeglują już teraz w zupełnie różnych układach atmosferycznych. Jak widać na zrzucie ekranu poniżej – Armel zaraz dostanie się w obręb niżu, który jeszcze pozwoli mu przyspieszyć i polecieć w stronę Hornu (zostało 1800 Mm). Alex Thomson broni się jak może, ale niekorzystny hals go spowalnia (choć swoją drogą, nie sądzę, żeby w tych sztormach dało się aktywnie korzystać ze skrzydeł). Jak sam twierdzi, ma inne żagle niż Armel, a tamten lepiej „wcelował” w warunki, ale mam niejasne przeczucie, że stało się coś jeszcze, o czym nie wiemy i o czym Alex nie mówi w swoich nagraniach. (Ostatnie poniżej, tekst gdzie mówi o żaglach jest tu: http://www.vendeeglobe.org/en/news/17209/foil-frustration-400-miles-lost-in-a-fortnight.)
Nastąpiła kolejna zmiana na 3 pozycji rankingu. Po ubiegłotygodniowym wycofaniu się Sebastiena Josse (Edmond de Rotschild) trzeci był Paul Meilhat (SMA).
(Moim zdaniem, on nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału i możliwości. Płynie w czubie, tak naprawdę czając się na to, że ktoś z przodu ulegnie awarii, a jednocześnie nie ryzykując szalonego wyścigu z żadnym z liderów, który mógłby zakończyć się awarią. W tym wyścigu zasada „ciszej jedziesz, dalej będziesz” sprawdza się idealnie – Nandor Fa (Spirit of Hungary) jest dzisiaj na 10 miejscu, co na 21 zawodników jest wynikiem bardzo dobrym.)
Dziś trzeci jest Jérémie Beyou (Maître Coq), co jest o tyle ciekawe, że od 3 tygodnia regat żegluje on bez prognoz pogody – ma zepsutą antenę satelitarną Fleet i odbiera jedynie pliki z biura regat oraz najprostsze prognozy przez SatC. Napisałam (https://milkajung.com/2016/11/28/vendee-globe-podsumowanie-3-tygodnia/), że eliminuje go to z wyścigu o podium, ale jak widać, wcale tak nie musi być.
W dalszym ciągu flota rozciągnięta jest na ogromnym obszarze. Kiedy jedni mają świt, inni zmierzch (fajnie to widać na trackingu). Odległość między pierwszym a ostatnim z 21 zawodników wynosi 6650Mm. Rywalizacja toczy się w podgrupach, co na pewno działa motywująco z jednej strony, a z drugiej zapewnia elementarne poczucie bezpieczeństwa. Najbliższą jednostką pływającą mogącą udzielić pomocy jest najbliższy rywal – ta teoria sprawdziła się już wielokrotnie w regatach Vendée Globe. Mam nadzieję, że tym razem tak spektakularnych akcji ratunkowych nie będzie.
Poniżej – wątek romantyczny. Alan Roura pamiętał, żeby 13 grudnia, we wtorek, wysłać kwiaty swojej dziewczynie w rocznicę ich poznania (swoją drogą – na mecie Mini Transat). Bo regaty to nie tylko sport – to coś, w co jest zaangażowana cała rodzina, czy tego chce, czy nie chce. Jak chce, jest łatwiej. (Cały tekst bardzo romantyczny jest tu: http://www.alanroura.com/index.php/les-actualites/breves/223-jour-38-message-du-bord, ale tylko po francusku i długi.)
Podsumowanie tygodnia – ale bez utraty masztu przez Stefana:
Thomas Ruyant szacuje straty po zderzeniu z UFO. Pechowa seria prześladuje tego chłopaka ! Nie daj się Tomek !!!
Już myślałem,że Gutka jacht dotrze do mety,ale nie chciałem zapeszyć,szkoda.zobaczymy jak po Hornie rozwinie się akcja.