Po wczorajszym, niedzielnym podsumowaniu tygodnia, nadeszła kolejna zła wiadomość. Thomas Ruyant (Le Souffle du Nord pour Le Projet Imagine), który stawił czoła bardzo silnemu sztormowi, spotkał kłopoty niezwiązane z pogodą. To kolejny “atak” UFO, czyli niezidentyfikowanego obiektu pływającego.
Poniżej film pokazujący, jak wygląda jacht. Kadłub pęka na pół – czegoś takiego chyba jeszcze nie sfilmowano w regatach VG. (Napisy po angielsku.)
Ruyant jest cały i zdrowy, noc spędził w dryfie, teraz na silniku płynie do najbliższego portu, Bluff w Nowej Zelandii. To 260 mil od miejsca wypadku. Zostało jeszcze 183 Mm.

Sytuacja na 19.12. godz. 18.00
Kadłub otwiera się również poniżej linii wodnej na lewej burcie, prawa ulega delaminacji. Konstrukcja pokładu się zapada. Niebezpieczeństwo polega na tym, że jacht może rozłamać się w poprzek. Thomas próbował łatać dziury. Kadłub trzyma się jedynie na usztywnieniach wzdłużnych. Pomysł jest taki, żeby jak najszybciej dotrzeć za osłonę południowego krańca Nowej Zelandii, zanim wiatr przybierze na sile, co jest prognozowane na jutro.
Ruyant nie poprosił oficjalnie o asystę, ale dyrekcja regat monitoruje sytuację na wypadek, gdyby konieczna okazała się natychmiastowa ewakuacja. Thomas jest gotowy na taką opcję i powoli wychodzi z szoku spowodowanego wypadkiem. „To było jak wypadek samochodowy. Jacht nagle się zatrzymał. Nagłe, gwałtowne uderzenie. Wczoraj byłem tym bardzo przybity, ale teraz moją motywację jest doprowadzenie jachtu bezpiecznie do portu. To jest teraz najważniejsze” – mówił dziś przez telefon.

Zdjęcie z 19 grudnia z pokładu Le Souffle du Nord / Fot. Thomas Ruyant
“Nie wiem czy do Nowej Zelandii jacht dotrwa w jednym kawałku. Plusem jest to, że znajduję się w zasięgu helikoptera, co trochę dodaje mi otuchy. Jak nacisnę guzik, to przylecą po mnie. Na szczęście kabina nie ucierpiała, a dzięki wodoszczelnym drzwiom mam się jak schronić. Uderzenie było bardzo gwałtowne, wciąż przechodzą mnie ciarki jak to wspominam. To, w co uderzyłem, to prawdopodobnie kontener, biorąc pod uwagę skalę zniszczeń. Cała część dziobowa eksplodowała i złożyła się. Na szczęśćie maszt nie poleciał. Spałem w tym czasie i na szczęście miałem nisko głowę, bo rzuciło mnie o gródź masztową. Rzeczy, które miałem schowane na rufie, wylądowały w przedziale dziobowym, przeleciały 10 metrów. Jestem niedaleko od brzegu, prawdopodobnie blisko trasy statków, co może być przyczyną tego wypadku. Widziałem kilka kontenerowców. Musi być jakaś trasa statków między Australią a Nową Zelandią. Biorąc pod uwagę fale, w wodzie musi być sporo kontenerów. Nieprzyjemne Vendée Globe. To koniec. Przepłynąłem pół świata. Przykro mi, że tak to się skończyło. Miałem dużo problemów, ale takiego jak ten nie życzę nikomu …”

Pokład Le Souffle du Nord. / Fot. Thomas Ruyant
P.S. Pamiętacie regaty Velux 5 Oceans i Gutka, jak uderzył na oceanie w … pień drzewa? Następnego dnia po starcie z Wellington to było. Z Nowej Zelandii właśnie.
Przy okazji polecam świetny artykuł o kontenerach pływających w oceanach i o tym, jak, być może, kiedyś będzie można ich unikać z Yachting World.
Stare dzieje !!! :-) https://milkajung.com/2011/02/07/w-kwestii-drzewa/
Paul Meilhat i jego SMA mają poważny kłopot.