19 na trasie, trzech za Hornem. Stawka zmalała od poprzedniego tygodnia o dwóch zawodników. Z rywalizacji wycofali się Thomas Ruyant i Paul Meilhat.
Pierwszy z nich dotarł już bezpiecznie do Nowej Zelandii, w końcówce korzystając z pomocy dwóch załogantów ze straży przybrzeżnej, którzy weszli na mocno uszkodzony jacht i pomogli żeglarzowi bezpiecznie go doprowadzić do portu. (Szczegółowo opisywałam sprawę w poprzednim poście.)

SMA / Fot. Paul Meilhat
Z kolei drugi żeglarz, Paul Meilhat (którego, przyznam, typowałam na zwycięzcę w przypadku gdyby, odpukać, coś stało się liderom) oficjalnie wycofał się w Wigilię, 24 grudnia, 4 dni po zgłoszeniu awarii siłownika kila. Obecnie znajduje się już blisko Tahiti (Polinezja Francuska), gdzie powinien dotrzeć jutro lub pojutrze. Siłownik kila jachtu IMOCA nie jest czymś, co leży w sklepie żeglarskim na półce. Zespół techniczny SMA porozumiał się jednak z ekipą Maitre Coq, która posiada taką część, dzięki czemu Meilhat będzie mógł po naprawie pożeglować do domu. Tak czy inaczej, facet ma na koncie piękny debiut w Vendée Globe. Dyskutować można, czy z tego rodzaju awarią mógł płynąć dalej, po zablokowaniu kila w pozycji zero. Podjął decyzję, że nie jest to sytuacja techniczna, z którą można mijać Horn. Lepiej postawić na bezpieczeństwo i lądować na Polinezji, niż potem na jakichś mniej przyjemnych wyspach.

Compagnie du Lit – Boulogne Billancourt (ex-Energa). / Fot. Stephane Le Diraison
Pechowiec z poprzedniego tygodnia, Stefan Le Diraison, udoskonalił swój takielunek awaryjny uzupełniając go o drugi żagiel. Przepływający w pobliżu jego pozycji statek dostarczył mu wczoraj 200 litrów paliwa, dzięki któremu Stefan powinien bez przeszkód móc na silniku dotrzeć do portu w Melbourne lub Portland. (Australia). Brawa dla logistyków, którzy tę operację zaplanowali, oraz dla kapitana kontenerowca, który się na nią zgodził. (http://www.vendeeglobe.org/en/news/17507/stephane-le-diraison-refuelled) Obejrzeć można poniżej.
Nie zapominajmy jednak, że VG to wyścig, wyjątkowy wyścig najlepszych żeglarzy samotnie okrążających świat. W minionym tygodniu wciąż prowadzący stawkę Armel le Cleac’h minął przylądek Horn 23 grudnia, w piątek, po 47 dniach i 32 minutach od startu. Tym samym padł kolejny rekord tych regat – Armel poprawił czas Gabarta z poprzedniej edycji o 5 dni, 5 godzin i 38 minut. (W poprzedniej edycji Gabart znalazł się na mecie po 26 dniach od Hornu, więc jeżeli wszystko będzie szło tak jak teraz, za niecały miesiąc pierwsi będą już na mecie.) (http://www.vendeeglobe.org/en/news/17439/armel-le-cleac-h-first-to-cape-horn-after-47-days.)

Pierwsi mijają Horn, ostatni – Leeuwin. Odległość pomiędzy pierwszym a ostatnim jachtem to dziś 7 734 Mm.
Był to trzeci Horn Armela – minął go na 3 miejscu w 2008-09, jako drugi w 2012-13 i teraz jako lider, z przewagą 762 Mm nad goniącym go Alexem Thomsonem. Poniżej Horn Alexa, a jeszcze poniżej – alternatywna wersja „Jingle Bells” napisana specjalnie dla niego. (Zwróćcie uwagę na słowa :)
Thomson również znajduje się już za groźnym przylądkiem, odrabiając straty z ponad 800 Mm w minionym tygodniu do około 300. Obecnie Brytyjczyk ma lepszy i silniejszy wiatr, więc z pewnością jeszcze zbliży się do rywala. Dziś (27.12) Horn minął również trzeci „w tabeli” Beyou, co jest super wynikiem, jako że skiper Maître Coq wcale nie ma łatwego wyścigu i walczy z różnymi awariami (m.in. brak dobrych prognoz i łączności).

Sytuacja pogodowa dla środka stawki na dziś. /Rys. Great Circle dla Vendee Globe (http://www.vendeeglobe.org/)
W okolicach Nowej Zelandii znajduje się silny niż, który niewątpliwie będzie wyzwaniem dla zawodników ze środka stawki, a szczególnie dla znajdującego się w najtrudniejszej pozycji Conrada Colmana. Trzymajmy kciuki za wszystkich tam na głębokim południu.
Podsumowanie tygodnia:
Jeśli będzie tak gonił dalej, to za tydzień zostanie liderem. Szykuje się pasjonujący finisz, jak przystało na wielkich żeglarzy, jak i wielkie regaty.